Polska buduje ro-paxy i „Kormorany”, a PGNiG zamawia własne gazowce. Jakich jednostek morskich brakuje dziś w naszym kraju? Na ten temat Iwona Wysocka rozmawiała z Dorotą Arciszewską-Mielewczyk, prezes Polskich Linii Oceanicznych, oraz Ireneuszem Karaśkiewiczem, dyrektorem biura Związku Pracodawców Forum Okrętowego.
– Posiadanie własnej floty to w dzisiejszych czasach sprawa niepodległości. To nasze bezpieczeństwo. Będą duże, kolejne zamówienia dla Marynarki Wojennej, ale potrzebna jest nam też flota handlowa. Przemawiają za tym względy bezpieczeństwa, ale też ekonomiczne. Niebawem rozpocznie się budowa morskich farm wiatrowych. Potrzebujemy floty do ich budowy oraz obsługi. Nie wyobrażam sobie, żeby zostało to zlecone komuś innemu, niż armatorowi, nad którym państwo ma kontrolę. Powinno to zostać zlecone polskiemu operatorowi. Drugim obszarem jest dostawa surowców do Polski. Nie posiadamy własnej floty gazowców. PGNiG je czarteruje, ale nie jest właścicielem. Koszty transportu gazu to około 1/3 wartości ładunku – zaznaczył Ireneusz Karaśkiewicz.
– Kwestie bezpieczeństwa, ale też rachunku ekonomicznego i wojny, pokazały, jak ważna jest niezależność. Niezależności nie ma bez własnej floty. Ja jestem narzędziem w ręku państwa. Armatorzy polscy powinni się ze sobą skoordynować. Tort „obróbki” off-shore’ów jest tak duży, że powinniśmy nakreślić strategię i podzielić zadania. To nakręca całą machinę. Pod kontrakty, które będą zlecać polskie koncerny energetyczne, buduje się statki. Musimy wybudować gazowce, choćby zagranicą. Musimy mieć swoją niezależną flotę. Jeśli, nie daj Boże, coś wydarzy się na Bałtyku i niebezpieczeństwo zawijania na akwen Bałyku będzie takie, jak na Morzu Czarnym, to nie posiadając własnej floty, nie będziemy w stanie nikogo namówić, by cokolwiek przywiózł do Polski – wyjaśniła Dorota Arciszewska-Mielewczyk.
ua