Rządy i organizacje spedytorów interweniują u armatorów, by ci obniżyli ceny frachtów, czyli transportu morskiego. Ma to być jeden ze sposobów na obniżenie inflacji na świecie. Kto i co może w tej sprawie zrobić? Na ten temat Iwona Wysocka rozmawiała z Markiem Theusem, prezesem MerCo oraz Grzegorzem Pellowskim, trójmiejskim piekarzem i mistrzem cukiernictwa.
– Parę lat temu wymyślono, że Chiny będą największą fabryką świata. O to oparty jest cały łańcuch logistyczny, który w tej chwili funkcjonuje. Chiny są też największym producentem kontenerów. W związku z tym dzisiaj niewydolność jednej firmy powoduje, że kontenerów produkuje się mniej. Cała historia z cenami frachtu rozbijała się de facto o brak dostępności do pustych kontenerów. Firmy, które potrzebowały produktu na cito, płaciły coraz wyższe stawki. Do nich zdążyli się przyzwyczaić ci, którzy zarządzają frachtem i niekoniecznie chcą podjąć rozmowy o obniżeniu cen – mówił Theus.
– Firm, które wożą kontenery, jest kilka. To sygnał, że można na tym robić ogromne pieniądze. Każda z tych firm zatrudnia analityków. Celem każdej firmy jest, żeby wycisnąć z tego, ile się da. Nałożyło się na to kilka zdarzeń, które sprzyjały temu, by ceny rosły. Mam na myśli okres koronawirusa i zakłócenia na Kanale Sueskim. Pozwolono na to, żeby to skupiło się w ręku kilku osób. Robią na tym świetny interes, nie ma żadnej alternatywy. To sygnał dla armatorów, żeby budować więcej statków. Wtedy jest nadzieja na to, by było możliwe obniżenie cen – podkreślał Pellowski.
ua