Komisja Europejska chce uprawnień, by zmuszać firmy do produkcji określonych towarów, by zapobiec kryzysowi dostaw. Firmy z siedzibą w Europie będą mogły być zmuszone do nadania priorytetu produkcji kluczowych produktów. O zalety i wady tego rozwiązania Iwona Wysocka zapytała Rafała Dadeja, prezesa Ambition Group, oraz Przemysława Kitowskiego z firmy Mudita.
– Jakakolwiek ingerencja w to, co mają robić przedsiębiorcy, trąca gospodarką planowaną. Rozumiem, że chcemy w jakiś sposób stymulować braki, które istnieją i z którymi wszyscy się borykamy, ale narzucanie konkretnych produktów bądź wykonywania konkretnych usług nie jest dobrym rozwiązaniem. Przedsiębiorcy doskonale wiedzą, co produkować. Robią w danej chwili to, co przynosi im największe przychody i na czym mogą zarobić. To błędne koło. Z problemami energetycznymi, ze wzrostem cen nośników energii, borykamy się nie tylko w Polsce. To są problemy, które występują na całym świecie. Narzucanie przedsiębiorcom określonego asortymentu jest moim zdaniem rzeczą kontrowersyjną – mówił Dadej.
– Produkcja, a przynajmniej jej część, będzie przenosić się do Europy. Nie będzie tak opłacalna, ale będzie bezpieczniejsza z punktu widzenia logistyki. Niestety, sama idea jest oparta na bardzo złych założeniach. Sterowanie globalnej gospodarki nie jest efektywne. Rozumiem, że będzie nam czegoś brakowało. Ale czasami należy nie karać, a nagradzać. Jeżeli mamy rzeczy, które powinny być produkowane, by utrzymać jakąś część logistyki, to karanie za to, że ktoś nie chce tego produkować, nie jest rozwiązaniem. Jeżeli dostaniemy dodatkową nagrodę, taka firma może będzie chciała sama się przestawić na taką produkcję, bo zobaczy, że to dla niej opłacalne – podkreślał Kitowski.
ua