Jeszcze w tym miesiącu powinny zapaść decyzje w sprawie relokacji dużych zagranicznych firm z Ukrainy do Polski. Prowadzone są też rozmowy z koncernami, które wycofały się z Rosji. Jakich branży możemy się spodziewać i chcemy w Polsce? O tym w audycji „Ludzie i Pieniądze” Iwona Wysocka rozmawiała z zaproszonymi gośćmi, którymi byli Przemysław Kitowski z firmy Mudita i Marek Lewandowski, rzecznik „Solidarności”.
– Wiele miesięcy temu, gdy wojna wybuchła, przewidywaliśmy, że takie procesy mogą następować. Że Polska stanie się naturalnym miejscem, gdzie firmy będą przenoszone. Od wielu miesięcy mieliśmy informacje, że były przenoszone komponenty produkcji zbrojeniowej i strategicznej, której Ukraina nie mogła u siebie prowadzić. Polska jest kluczowa, jeśli chodzi o hub zaopatrzeniowy dla całego świata. Jest też naturalnym zapleczem dla Ukrainy, nie tylko z powodów geograficznych, ale także wzajemnego zaufania, które też jest niezwykle ważne. Wszystko to jest robione na wariackich papierach. To ratowanie się przed katastrofą, na krawędzi której stoi w tej chwili Ukraina, jeśli chodzi o możliwości energetyczne i produkcyjne. Tam jest stałe zagrożenie i każda większa produkcja staje się naturalnym celem dla rosyjskiego ataku – mówił Lewandowski.
– Należy spojrzeć globalnie na możliwości produkcyjne u nas. Oprócz tego, że Ukrainie bliżej jest do nas, musimy zapewnić możliwość funkcjonowania firmom. Tutaj nie jest kolorowo. Największy problem to problem z energią. Patrząc na nie do końca wydolne linie energetyczne i przepustowość w województwie, jest bufor, który nie pozwala nam przyjąć tak dużo chętnych firm. Oprócz tego jest też siła robocza i koszt siły roboczej. Mamy przepisy prawa, które muszą być w jakiś sposób unormowane, biorąc pod uwagę, że firmy chcą się tu przenieść. Przepisy muszą być dla nich jasne, klarowne i akceptowalne. Jeszcze troszeczkę przed nami. Chcemy pomagać, ale musimy też mieć, jak to zrobić – ocenił Kitowski.
ua