W grudniu ub. roku nastąpił wysyp ofert pracy, ale z jednego z opracowań wynika, że kończy się tzw. „rynek pracownika”. Jak to wygląda w praktyce? W audycji „Ludzie i Pieniądze” Iwona Wysocka zapytała o to Szymona Gajdę, prezesa Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, oraz Marka Lewandowskiego, rzecznika NSZZ „Solidarność”.
Marek Lewandowski powiedział na antenie „Radia Gdańsk”, że na rynku pracy nie doszło do żadnego przewrotu. Przyczyn sensacyjnych doniesień dopatrywał się w różnicach metodologicznych. – Nasz sposób rejestrowania bezrobotnych i nowych ofert pracy czy w ogóle przepływów na rynku pracy mocno odstaje od rzeczywistości, czego przykładem są sposoby liczenia bezrobotnych przez Eurostat i nasz Główny Urząd Statystyczny, gdzie różnica wynosi nawet 2 proc., dlatego że Eurostat uwzględnia realny obszar gospodarki, który jest gdzieś „w szarościach”, natomiast GUS skupia się na rejestrowanych danych. Jeżeli przyłożymy badania w taki sposób, to pewnych zjawisk możemy nie zauważyć. Z punktu widzenia „Solidarności”, naszych blisko siedmiu tysięcy organizacji zakładowych z zakładów dużych, mniejszych i średnich, na dzień dzisiejszy nie ma żadnych niepokojących sygnałów, żeby ta sytuacja mogła się zmienić – wskazywał.
Również Szymon Gajda uznał stwierdzenie o radykalnych zmianach na rynku pracy za nadużycie. – Tendencje w zasadzie od lat się nie zmieniają, bo automatyzacja procesów produkcyjnych powoduje, że mniej wykwalifikowani pracownicy częściej trafiają na rynek pracy. Akurat oni mogą być atrakcyjnym nabytkiem dla armii, a ci bardziej wykwalifikowani są coraz bardziej potrzebni, co oczywiście wyraźnie widać. Nie zmieniają się też tendencje, jeśli chodzi o lokowanie centrów kosztowych przez firmy zachodnie w Polsce, zwłaszcza w naszym województwie. To, że mamy duży popyt na przykład na rynku usług księgowych czy finansowych, wynika z tego, że jesteśmy atrakcyjnym partnerem, jeśli chodzi o świadczenie tego typu usług – oceniał.
Posłuchaj całej audycji:
MarWer