Czy embargo na ukraińską żywność może przynieść za sobą wzrost cen niektórych produktów? Jak ewentualnie nad tym zapanować? Na ten temat w audycji „Ludzie i Pieniądze” Iwona Wysocka rozmawiała z z Błażejem Kucharskim, dyrektorem Coliers, oraz Adamem Protasiukiem, wiceprezesem Regionalnej Izby Gospodarczej Pomorza.
– Pytaniem jest jakiego typu będzie to embargo: czy będą to utrudnienia na granicy, czy zakaz importu? Afera zbożowa została uruchomiona jako pomoc dla Ukrainy, a przekształciła się w regularny biznes. Mamy dzisiaj podejście, żeby uruchomić import z powrotem. Są różne pomysły: mają być zabezpieczone konwoje, wprowadzone kaucje. Rząd nie potrafi sobie poradzić z tym problemem, potrzebna jest spójna strategia w tym zakresie. Tak naprawdę trudno dzisiaj wyrokować, czy ta blokada rzeczywiście nastąpi. Jeśli miałaby nastąpić, to w różnych gamach produktów prawdopodobnie będą ruchy, ale nie spodziewałbym się zauważalnych różnic cenowych. Jesteśmy rynkiem globalnym, rynek reguluje pewne rzeczy. Niektóre produkty już dyskontowały swoje zwyżki cenowe, więc spokojnie – ocenił Protasiuk.
– Ceny produktów żywnościowych są bardzo wysokie, nakręciła to inflacja. Rząd zachowuje się chaotycznie. Raz jest embargo, później go nie ma. Zmiany następują w bardzo krótkim czasie. Tak naprawdę zboże jest symbolem tych zmian i nałożenia embargo. Lista zakazanych towarów obejmuje kilkaset produktów. Samo zboże nie jest największym problemem. Na wzrost cenowy mogą bardziej wpłynąć cukier czy chmiel. Nie wiem, czy możemy się obronić przed wzrostem powodowanym przez spekulantów. Firmy, które zajmują się handlem, muszą rozsądniej kupować produkty. Jak popatrzymy na sytuację w portach trójmiejskich, bardziej widzimy zalegający węgiel niż zboże. To też duży problem dla mieszkańców. Porty mogą mieć to lepiej zorganizowane, by zabezpieczać mieszkańców – przyznał Kucharski.
ua