IMO wzywa do ochrony klimatu. Eksperci: „Przypomina to koncepcje Unii Europejskiej”

Międzynarodowa Organizacja Morska IMO zmieniła strategię dekarbonizacji globalnej żeglugi. Co strategia oznacza dla światowej żeglugi i armatorów? Czy jest wiążąca? Na ten temat w audycji „Ludzie i Pieniądze” Iwona Wysocka rozmawiała z Piotrem Frankowskim – redaktorem naczelnym portalu „Namiary na Morze i Handel” i Przemysławem Myszką – dziennikarzem „Baltic Transport Journal”.

– Zwróćmy uwagę na język, którym posługuje się IMO. Ono mówi o ambicji zeroemisyjności żeglugi międzynarodowej do około półwiecza. Pytanie gdzie jest kij, a gdzie marchewka i czy IMO jest w stanie wyegzekwować swoją ambicję. Odpowiedź jest taka, że o tyle, o ile kraje członkowskie będą chciały to przeprowadzić i zmobilizować żeglugę. Odpowiedzi na nową strategię IMO były bardzo mieszane. Niektórzy odpowiedzieli, że są za, ale żeby to przeprowadzić, potrzebna jest odpowiednia infrastruktura portowa. Chodzi o to, by statki miały możliwość bunkrowania zielonego paliwa. Porty zwracają uwagę na to, że w przyszłości żegluga będzie środkiem, który będzie transportować zieloną energię na cały świat. Na razie żegluga jest na to nieprzygotowana. Są też głosy, które bez ogródek porównują IMO do FIFA i mówią, że organizacja jest bezużyteczna, a to, co się zadziało, przypomina przesuwanie leżaków na tonącym statku. Według nich globalne porozumienie nie ma sensu, jeśli takie kraje jak Chiny czy Brazylia nie będą realnie działać – wskazał Myszka.

– Jako cel Komitet Ochrony Środowiska IMO uznał osiągnięcie zerowej emisji do 2050 roku lub w jego okolicach. Przypomina to koncepcje Unii Europejskiej. Można odnieść wrażenie, że IMO uległo naciskom unijnym, aby dostosować rozwiązania, które były wcześniej, do tego, co chciałaby wprowadzić Unia Europejska na obszarze państw członkowskich. Jest to szczególnie intrygujące, gdyż wcześniejsze ustalenia IMO były uznawane za rozsądny kompromis między krajami, które były nastawione prośrodowiskowo, a tymi, które opierały się zmianom. Najwyraźniej kompromis przestanie funkcjonować. Weźmy pod uwagę, że IMO to 74 kraje, które muszą wyrazić zgodę na tego typu rozwiązania. Bez tego przygotowywane projekty nie przejdą. Tymczasem Chiny już uznały, że w 2050 roku nie będą w stanie spełnić proponowanych norm. Najwcześniej będą gotowe w 2060 roku, czyli 10 lat po terminie. Pytanie, co teraz IMO z tym zrobi. Nie sądzę, by z tego względu było zainteresowane wojną handlową z Chinami, które nie spełnią regulacji – ocenił Frankowski.

ua

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj