Paweł S., twórca i właściciel marki Red is Bad, został deportowany z Dominikany, a w poniedziałek będzie dalej przesłuchiwany w śląskim wydziale Prokuratury Krajowej w Katowicach. Jest podejrzewany o otrzymywanie lukratywnych kontraktów z rządu na między innymi agregaty, które trafiły na Ukrainę. W audycji „Strefa Politycznie Kontrolowana” Agnieszka Michajłow dyskutowała na ten temat z Leszkiem Czarnobajem, senatorem Platformy Obywatelskiej, Kazimierzem Smolińskim, posłem Prawa i Sprawiedliwości, oraz Markiem Rutką, członkiem Rady Mediów Narodowych z Nowej Lewicy.
Kazimierz Smoliński podkreślał, że w sprawie jeszcze niczego nie udowodniono. Argumentując, odwołał się do własnego doświadczenia zawodowego. – Jako prawnik trochę obserwowałem to, co pisali pełnomocnicy, z których ostatnio został jeden, pan mecenas Dibuła. Powiedział on, że nie zakłada, iż Paweł S. będzie świadkiem koronnym, więc na razie są prowadzone standardowe czynności wobec osoby zatrzymanej. Dzisiaj, jak się zdaje, sąd musi zdecydować o ewentualnym areszcie tymczasowym; jeżeli go nie podtrzyma, Paweł S. zostanie zwolniony. Zobaczymy, jaka będzie decyzja – mówił.
Z kolei Leszek Czarnobaj wskazywał na szerszy kontekst sprawy. – Liczę na wyjaśnienie i pokazanie problemu. To, że dopóki człowiek nie zostanie skazany, dopóty jest osobą niewinną, z prawniczego punktu widzenia oczywiście jest ok, ale mówię o tym, że był trudny okres, w którym jednak jakoś tak dziwnie się składało, że kiedy szukano dostawców, wpłynęło 17 czy 18 ofert i wybrano akurat człowieka z firmy Red is Bad, u którego bywali i pokazywali się panowie prezydent i premier. Poza tym wiemy, że w okresie trudnym ceny rosną, ale jeżeli wzrost jest pięcio- lub siedmiokrotny albo nawet większy, budzi to wątpliwości – oceniał.
Marek Rutka, który zabrał głos jako trzeci, zwrócił uwagę na nieco inny aspekt. – Trzeba przypomnieć skalę i ciężar gatunkowy zarzutów, które postawił prokurator, czyli udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Wartości i liczby o czymś mówią. Jeśli pan Paweł i jego firma, którą założył trzy miesiące wcześniej, kupili w Chinach agregaty za 69 milionów złotych i chwilę później sprzedali je Rządowej Agencji Rozwoju Strategicznego za 350 milionów złotych, to zarobili 270 milionów; przebitka jest niespotykana. Nie wiem, czym trzeba by handlować, ale chyba czymś bardzo nielegalnym, żeby w tak krótkim czasie zarobić tak duże pieniądze – sugerował.
Posłuchaj całej audycji:
MarWer