Późnym popołudniem, zgłodniali po całym dniu pracy, razem z Robertem wybraliśmy się do Sopotu. Restauracja wybieraliśmy kilka dni temu. Miało być smacznie i po polsku. Niestety już od progu przywitał nas stołówkowy zapach, a niemiłe wrażenie dopełniło skąpe menu i brak niektórych dań. Mimo marszu rozpaczy, granego przez nasze kiszki, postanowiliśmy poszukać czegoś innego. Powoli poruszaliśmy się ulicą Chopina, spoglądaliśmy na stare kamienice kiedy mój wzrok przykuło miejsce niezwykłe: żeliwny płot, mnóstwo zieleni, dębowe stoły i stare szyldy, tak z zewnątrz wygląda imponująca posiadłość „Irena”. Od razu wiedziałam, że to jest to czego dzisiaj szukam.
Karczma w pensjonacie Irena to miejsce na prawdziwą, szlachecką biesiadę!
Posiadłość Irena to pensjonat, restauracja oraz karczma, znajdująca się w piwnicy. Od samego progu czaruje klimatem i przenosi nas w czasy dawnej Polski, kiedy to huczne szlacheckie biesiady, przy suto zastawionych stołach się odbywały.
Potężne ławy z surowego drewna, husarska zbroja dumnie wyglądająca zza stołu, portrety szlachciców zdobiące typowo piwniczne ściany, oraz ogromny bar wyciągnięty prosto z Trylogii Sienkiewicza to tylko część z pieczołowicie dobranego wystroju.
Myślę, że nie jeden z gości pani Ireny (właścicielki karczmy) wyszukiwał wśród gości Andrzeja Kmicica w towarzystwie Oleńki czy Michała Wołodyjowskiego albo jakiego oficera z dawnych lat.
Każdy detal dobrany jest z ogromną precyzją, widać, że właściciele poświęcili mnóstwo czasu i uwagi temu miejscu. Proszę Państwa opłacało się, wrażenia są nie do opisania!
Podobny wystrój spotkałam w jednej z zakopiańskich restauracji, jednak tam panował przepych tutaj wszystkie elementy do siebie pasują. Nie ma mowy o bałaganie, zachwycam się za każdym razem, gdy wspominam to miejsce.
Wystrój zachwyca, ale co dalej?
Za radą kelnerki Patrycji z wolnych miejsc wybraliśmy stolik tuż przy barze, idealnie… Muszę przyznać, że będąc w restauracji lubię podglądać pracę obsługi i obserwować gości. Tak już mam, a to miejsce zdecydowanie mi to umożliwiało.
Stołów w karczmie jest niemało, można usiąść również przy barze, bardzo obszernym mieszczącym wielu gości. Pozostałe stoły poustawiane są bardzo zmyślnie, goście nie zaglądają sobie w talerze. A i świeżo upieczeni zakochani zaznają tu nieco prywatności. We wnętrzu panuje półmrok, rozjaśniony przez licznie zapalone świece, żadne pachnące, wymyślne, tylko najzwyklejsze i tak ma być!
Marcin gotuje, a Patrycja i Darek podają
W menu dania typowo polskie, choć niektóre lekko urozmaicone. Bogactwo potraw zmusza do chwili zastanowienia, kolejne dylematy rodzą się po każdej przewróconej karcie.
Ostatecznie radzimy się pani Patrycji i decydujemy na :
pyzy z cielęciną podsmażane ze skwarkami
barszcz z kołdunami, ze świeżym koperkiem i idealnie doprawionym mięsem
pierś z kurczaka z sosem roqueforte nadziewana szpinakiem z ziemniaczkami
pierś z kaczki obsypaną majerankiem, podawaną z pieczonym jabłkiem i modrą kapustą
oraz jabłecznik podany na ciepło
Jakby powiedziała moja babcia „niebo w gębie”! Oboje zachwycaliśmy się kolejno każdym daniem, a kto za tym stoi? Kucharz Marcin, który „aż podskoczył z wrażenia” zapytany na moją prośbę przez kelnera Darka o to, co zostało dodane do towarzyszącej kaczce modrej kapusty. Panie Marcinie, skaczę z wrażenia na każde wspomnienie wspaniałych smaków oferowanych przez Państwa kuchnię! Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że to jedne z najlepszych dań, jakiego miałam okazję próbować.
Niestety i tym razem (podobnie jak w Restauracyjce u Babuni) nie było mi dane spróbować pierogów z dziczyzną. W karcie widniały takie z sarniną w towarzystwie kurek. Niestety spóźniłam się kilka minut, gdyż ostatnia porcja chwilę wcześniej powędrowała na inny stolik. Przez chwilę miałam ochotę stanąć do walki o ów przysmak, jednak przyzwoitość zwyciężyła… Obiecuję na te pierogi jeszcze wrócić!
Wracamy na pierogi, ale nie tylko
Kelner chyba przeczuwał co się święci, pochwalił nam się przepięknie wyglądającym pstrągiem. „Takiego na ziemniaczkach podajemy z zielonym pesto, obsypanego parmezanem, zapiekanego w piecu”. Żałuję, że nie zamówiliśmy go od razu, ale cóż jak to mówią, Polak mądry po szkodzie!
Dlaczego Irena?
Willa wybudowana została ponad 100 lat temu, mój tata ponad trzydzieści lat temu jako uczeń pobliskiego liceum nie raz zaglądał do ówczesnej restauracji. Obecni właściciele lokalu przyjechali z Niemiec i kupili budynek 15 lat temu. Już wtedy willa nazywała się Irena. Czy to przypadek, że właścicielka również ma na imię Irena?
Karczma w pensjonacie Irena to miejsce z duszą, my z pewnością jeszcze nie raz do niego wrócimy. Serdecznie polecamy wizytę w lokalu, znajdującym się przy ulicy Chopina 36 w sercu Sopotu.
Więcej o lokalu w Katalogu Firm Radia Gdańsk
Jestem ciekawa Państwa opowieści, z niecierpliwością na nie czekam: tester@radio.gdansk.pl
Pozdrawiam!