10:24! Jak dobrze obudzić się w sobotę o tej porze ze świadomością, że nic nas nie goni i nigdzie nie trzeba się spieszyć. Leniwe śniadanie na tarasie, przy słońcu nieprzesadnie przypiekającym twarze, śpiew ptaków, bzyczenie pszczół. Cud, miód! Jesteśmy w Bartoszylesie, malowniczej wsi na skraju Borów Tucholskich. To miejsce, gdzie lasów i jezior nie brakuje, a do cywilizacji wcale nie jest tak daleko. Idealne miejsce dla mnie, wychowanej w mieście, bez miasta nie mogącej się obejść, a jednak lubiącej typowo wiejskie klimaty.
Po śniadaniu zabieramy psa i idziemy na spacer, kawałek przez las, aż dochodzimy do jeziora. Krajobraz przepiękny, a woda aż prosi się by do niej wskoczyć. Nie pozostawia nam wyboru… Po krótkiej kąpieli wracamy do domu i szykujemy się do wyjścia. Dzisiaj planujemy odwiedzić Kościerzynę i zobaczyć, czy jest tam coś do zwiedzenia.
Do przejechania mamy niewiele ponad 20 kilometrów, wystarczająco by pozachwycać się krajobrazem, podejrzeć trochę typowo wiejskiego życia. Lubię to. 😉 Zauważyliśmy też, że przy drodze rośnie mnóstwo jagód i kurek.
Wizytę zaczynamy od głównego rynku i zakupów (nie mogłam się powstrzymać!), na szczęście sklepy w sobotę zamykane są o 14, bo pewnie zeszłoby nam do wieczora. Dobrze, że zaczęliśmy od tego miejsca, sam rynek, deptak i wąskie uliczki między nimi są warte zobaczenia. To taka miniaturka rynku z dużego miasta, przytulna i ciekawa.
Na samym rynku, w sezonie, swoje stoiska rozstawiają przedstawiciele ‘małej gastronomii’. Można przysiąść pod parasolem, delektować się piękną pogodą i urokliwością tego miejsca popijając koktajl czy jedząc lody.
My zdecydowaliśmy się na koktajl ze świeżo zblendowanych owoców: kiwi i mango, oraz gofra z bitą śmietaną. Kalorii tysiące, ale było przepysznie!
A propos jedzenia w Kościerzynie! Z naszych doświadczeń wynika, że ciężko tu o naprawdę dobrą restaurację. Na szczęście za sprawą jednej ze słuchaczek (dziękuję Pani Hanno!) udaje nam się takie miejsce znaleźć. Jednak o tym później i w innym poście…
Poza rynkiem warto zobaczyć pobliskie kościoły i sanktuarium, wspaniale wpasowujące się w architekturę tego starego miasta (prawa miejskie ma już ponad 600lat!). Warte uwagi na pewno jest neobarokowy Kościół Świętej Trójcy i XIX-wieczny Kościół Zmartwychwstańców.
Miejsce, w którym zabawiliśmy nieco dłużej, to Muzeum Kolejnictwa. Obejrzeć tam można wynalazki osiemnastowiecznej rewolucji przemysłowej, jak maszyna parowa, czy te późniejsze jak pierwsze lokomotywy i wagony. Ciekawe, tym bardziej, że większość można zobaczyć od środka i pomajstrować przy dźwigniach czy wajchach, w skrócie poczuć się jak ich pasażerowie czy maszyniści sprzed lat. Mojego chłopaka przez długi czas nie mogłam od nich odciągać, z radością w oczach udawał Pana Mariana, pracownika kolei. Drogie Panie, uzbrójcie się w cierpliwość. 😉
Pospacerować warto po Rezerwacie Przyrody Strzelnica, gdzie rosną ponad 200-letnie klony i dęby.
Wrócić postanowiliśmy niestandardową drogą, bo przez las! Zadziwiła nas ilość pól namiotowych i ośrodków wypoczynkowych, które znajdują się w środku lasów tuż nad pobliskimi jeziorami. Idealne miejsce na urlop, dla zmęczonych miastem. 😉
Po drodze odwiedziliśmy malowniczą wieś Juszki słynącą z zabytkowej zabudowy idealnie wpasowującą się w pobliski krajobraz. Została nawet wpisana do rejestru zabytków. Pamiętam ją sprzed lat, kiedy rzeczywiście odróżniała się od innych, była jak kawałek historii wśród coraz bardziej nowoczesnych wsi. Teraz? Przyciąga turystów i nowych mieszkańców budujących nowoczesne posiadłości, stąd powoli traci swą unikalność.
Do domu wracamy wieczorem, odpoczywamy oglądając „Incepcje”. Nie wiem jak to się stało, że dopiero teraz sięgnęłam po ten film… tym z Państwa, którzy jeszcze nie widzieli bardzo polecam. Wciągający i zaskakujący, zmusza do myślenia.
Dzień kończymy rozpalając grilla i smażąc moje ulubione szaszłyki: z kurczakiem w curry i mozarellą. Wyśmienite!