Miałem olbrzymi problem z zatytułowaniem tego wspomnienia. Łączyło nas kilka wspólnych doświadczeń. Pamiętam, gdy w połowie lat 90-tych zatelefował do mnie z Warszwy chwilę po zawieszeniu przez ówczesnego prezesa PZPN Mariana Dziurowicza. Czyżyk był wtedy na sędziowskim topie, ale zadarł z Magnatem i to był początek końca kariery na tym polu. Czułem się wyróżniony, że w tak dramatycznej dla siebie sytuacji, także u mnie szukał wsparcia.
W 1999 roku podczas eliminacji do EURO 2000 asystował selekcjonerowi kadry Januszowi Wójcikowi. W czasie meczów przeciw Anglii na Wembley i ze Szwecją na sztokholmskiej Rasundzie nie musiał siedzieć na ławce i dzięki temu radiowe relacje „na żywo” robiliśmy wspólnie.
Oba mecze przegraliśmy z kretesem, obiekty na których pracowaliśmy zostały rozebrane, no i od dziś nie ma juz także Czyżyka. Coś się skończyło także w moim życiu w związku z Jego odejściem …
Andrzej Czyżniewski był postacią tragiczną, choć posiadał wszelkie przesłanki do szczęścia. Dobry piłkarz i sędzia, przystojny mężczyzna i w miarę zamożny człowiek. Jednak życie go przerastało, dlatego z jakimś fatalnym upodobaniem pozwalał kokietować się śmierci. Przed kilku laty w podwronieckim lesie pierwszy raz targnął się na życie. Uratował go przypadkowo przechodzący grzybiarz. Nie była to ostatnia samobójcza próba. Któregoś razu zapytałem, czy możemy o tym już rozmawiać. Czyżyk był wtedy w dobrej formie życiowej i udzielił wywiadu, w którym mówił o tym , że już wszystko ogarnął. „Mam rodzinę – to zobowiązuje do życia” – wyjaśniał z pasją i mówił o swoim powrocie do piłki.” Niewykluczone, że poprowadzę Lechię” – snuł niezrealizowane nigdy plany.
Czyżniewski był człowiekiem pełnym sprzeczności. Silnym i sprawnym fizycznie z fatalną kondycją psychiczną. Całe życie walczył o siebie, bo był chorobliwie ambitny. W życie wkładał całe serce, które nie pozwoliło na przeżycie nawet 60 lat. Odszedł na pewno niespełniony. Ja zapamiętam go przede wszystkim jako bardzo zdolnego radiowca, z którm przez 180 minut udało mi się stworzyć antenowy tandem. I to już koniec, bo tym razem śmierć uwiodła Go na zawsze.