Dzisiaj o dwóch, zupełnie różnych miejscach. Oba charakteryzuje wyjątkowy klimat, atmosfera, łączy jedna miejscowość i wspólna posiadłość. Mowa o Gołębiewie Średnim – malowniczej pomorskiej wsi i znajdujących się na jej terenie restauracji Moja Weranda i klubie Tropical Club.
O restauracji Moja Weranda dowiedziałam się od jednego ze słuchaczy, pana Andrzeja. Opis był tak zachęcający, że nie mogłam pominąć tego miejsca podczas swojej kulinarnej przygody. Restauracja kusi i „namawia” do przekroczenia jej progu już na pierwszy rzut oka. Mieści się w pięknym drewnianym budynku i jest otoczona ogromem zieleni oraz kolorowych kwiatów.
Zachwyca również wnętrze. Wystrój określiłabym jako połączenie elementów z babcinej spiżarni, kuchni i saloniku. Dominuje drewno, które przełamane jest dodatkami w postaci koronek, kwiecistych wzorów i miękkich materiałów dodających uroku. Obok baru stoją półki wyposażone w wina różnych gatunków oraz babcine przetwory.
Jest to miejsce dopieszczone przez właścicieli, perełka wśród pomorskich restauracji. Idealna na spotkania biznesowe, imprezy okolicznościowe, czy rodzinne spotkania.
Ciepłe wnętrze zimową porą zapewne docieplać będą kominki. Póki dopisuje pogoda, warto zająć miejsce na tarasie. Wygodne fotele i zielona trawa dodają sielankowego nastroju, a dzieci zachęcają do zabawy. Jest gdzie biegać, grać w piłkę czy skakać na skakance.
Skoro o dzieciach mowa, jest to miejsce idealne dla nich. Oprócz zabawy na zewnątrz, można skorzystać z dobrze wyposażonego kącika dziecięcego w środku. W każdą niedzielę w restauracji obecna jest pani animatorka, która wciąga maluchy we wspólną zabawę. Co dodatkowo mnie zaskakuje, to obecność oddzielnej łazienki dla dzieci.
Rodzice z maluszkami podróżują bardzo często, jednak wiem, że niewiele jest miejsc w pełni przystosowanych do obecności dzieci. Mam wrażenie, że w restauracji Moja Weranda maluchy to bardzo mile widziani goście!
Oprócz pieczołowicie dobranych elementów wystroju i atrakcji dla najmłodszych, również obsługa jest tutaj na wysokim poziomie. To młode, przesympatyczne dziewczyny, a przy tym tak ładne, że boję się do „Werandy” zabierać kolegów. Ciągle uśmiechnięte, potrafiące nawiązać interakcję z gośćmi i sprawić, by poczuli się jak u siebie. Brawo dziewczyny!
Wystrój przyciąga, obsługa również, a menu?
Menu jest bogate, jednak nie przesadzone. Proponowane potrawy to przede wszystkim polskie smaki, jednak nieco urozmaicone. Pan Andrzej przede wszystkim polecał pierogi z rybą (w karcie występuję pierogi z łososiem i szpinakiem), żeberka z kluskami śląskimi oraz staropolski żurek. Wierzę panu Andrzejowi na słowo, jednak jako ogromna fanka żurku postanawiam spróbować go osobiście.
Zanim dostałam zupę na stole pojawiło się tzw. „czekadełko”. Tradycyjnie chleb, smalec (tu lekko słodkawy, bo z dodatkiem jabłka) i swojska kiełbasa. W smaku jak ta, którą przygotowuje w domu mój tata. Wszystko razem „niebo w gębie”.
Nie czekałam długo i otrzymałam lekko gęsty żurek podany w głębokim talerzu, jak u babci. Zupa dość mocno przyprawiana była majerankiem, zawiera dużą ilość bardzo smacznej białej kiełbasy, jajko ugotowane na twardo, a lekko kwaśnego smaku dodaje śmietana. Porcja jest bardzo duża, koszt niewielki (8,5zł) i smakuje wyśmienicie!
Oprócz zupy zamawiam też danie, które jednoznacznie kojarzy mi się z knajpkami, odwiedzanymi „w trasie”. Jest to kotlet De Volalle podawany z domowymi frytkami (grubymi, z ziemniaków! ) oraz zestawem surówek. Panierka nie jest gruba, nie ocieka tłuszczem, a wnętrze jest bardzo bogate. Po przekrojeniu na talerz wycieka żółciutkie masełko w towarzystwie koperku, pietruszki oraz sera. Mniam! A frytki? Kojarzą mi się z tymi, które kilka lat temu jadłam w Amsterdamskich frytkarniach. Są zrobione z prawdziwych ziemniaków, a takie najbardziej lubię. Takim daniem, kosztującym 20,5 zł można najeść się do syta!
W restauracji Moja Weranda próbuję jeszcze przystawki, która na moje oko spokojnie mogłaby pełnić rolę głównego dania. Były to grube placki ziemniaczane, podane ze zwiniętymi płatami łososia i kwaśną śmietaną, Połączenie dotychczas nieznane moim kubkom smakowym. Placki zazwyczaj jadam po prostu z cukrem. Jednak ta „wariacja” zdecydowanie mi odpowiada. Słonawy smak i dość ciężka konsystencja placków idealnie pasują do delikatnego łososia.
Wystrój oceniam na szóstkę, podobnie jak jedzenie! To zdecydowanie mój klimat i moje smaki. Bardzo żałuję, że tak daleko od Gdańska!
Gołębiewo Średnie – czy warto odwiedzić?
Na koniec pytam panią kelnerkę, jak zachęcić Państwa do odwiedzenia tego miejsca. W odpowiedzi przede wszystkim zwraca uwagę na panujący tu spokój, możliwość wyciszenia i przepiękną okolicę.
To prawda, dlatego zachęcam Państwa do odwiedzenia restauracji Moja Weranda, będąc w okolicy. Warto śledzić też facebooka restauracji, skąd dowiedzieć się można o różnego rodzaju organizowanych tam eventach. Ja z niecierpliwością czekam na kolejną edycję gotowania na żywo!
Tropical Club – największy klub na Pomorzu
Na tyłach restauracji znajduje się największy klub na Pomorzu – Tropical Club o powierzchni 1000m2! Imprezy odbywają się tutaj tylko raz w tygodniu w soboty i przyciągają setki ludzi z miejscowości oddalonych nawet o dziesiątki kilometrów.
Na czym polega fenomen tego miejsca?
W Trójmieście na imprezowe zaplecze nie możemy narzekać. Przede wszystkim Sopot i ulica Monte Cassino słyną z ogromnej ilości przeróżnych klubów. W zasadzie codziennie odbywa się jakaś impreza, zatem dlaczego klubowicze decydują się jechać na imprezę tak daleko? To klub, który oferuje imprezy na światowym poziomie. To co modne, nowoczesne i niekoniecznie wydarzy się w innych klubach. Piana party, led party, laser party to tylko niektóre z imprez, jakie mają tu miejsce. Oprócz didżejów serwujących typowo klubowe granie, odbywają się tam również koncerty. Przede wszystkim to gwiazdy sceny disco polo – Boys czy Weekend. Oba zespoły wzbudzają kontrowersje, jednak prawdą jest, że w czasie wesel czy imprez piosenka „Jesteś szalona” porywa na parkiet większość towarzystwa, niezależnie od gustu muzycznego czy wieku. Osobiście jeszcze nigdy nie byłam na imprezie w Tropical Club, jednak słyszałam wiele. 600 osób, a często dużo, dużo więcej co tydzień w takim miejscu? Wow!
A może ktoś z Państwa odwiedził już Tropical Club i może napisać mi, czy warto? Pewne jest, że klub przyciąga, a dla mnie to ogromne zaskoczenie, jak wielu gości z Trójmiasta, Tczewa, Starogardu Gdańskiego i okolic odwiedza to miejsce.
Gratuluję sukcesu i życzę kolejnych nie tylko w prowadzeniu klubu, ale również restauracji.
Moja Weranda powstała zaledwie 3 miesiące temu. Jednak każdy element jest tu dopracowany do tego stopnia, że sprawia wrażenie, jakby istniała od lat! Nie mam się do czego przyczepić. Oby tak dalej! Państwa zachęcam do pomocy w utrzymaniu się tak urokliwego miejsca w naszym regionie. Częste odwiedziny wskazane! A relacji z Państwa wizyt oczekuję codziennie. Czekam na wieści z Państwa kulinarnych, imprezowych doświaczeń. tester@radio.gdansk.pl