Moda na stołeczność staje się coraz bardziej wyrafinowana. Kiedyś posiadaliśmy jedynie m.st. Warszawę, zimową stolicę Polski Zakopane i letnią stolicę w Sopocie. Z czasem wykształciły się podspecjalizacje, ściśle związane ze sportami wodnymi. Gdańsk jest stolicą żeglarstwa wiślanego, a Gdynia – stolicą żeglarstwa morskiego. Sopotowi przypada więc rola stolicy żeglarstwa stacjonarnego. Za to w dwóch odmianach: lądowej i marinarskiej.
Wersję lądowa reprezentuje konstrukcja, kojarzona zwykle z czymś, co jest domeną szkutników. Jednak mająca szczególny charakter dzięki rzeźbiarce Agnieszce Skowronek i jej koleżance z ASP Emilii Rolka.
Nadzorują mianowicie budowę kutra stacjonarnego przez przypadkowych performerów, którzy za doklejenie pudełeczka – cegiełki do konstrukcji dostają pastylki lemon lub pepermint „sugar free”.
Nie są to z pewnością upominki zwalające z nóg. Zwłaszcza, że nieopodal firma handlująca energią rozdaje czapeczki, piłeczki i inne „eczki”. Wystarczy wziąć udział w „konkursie”, polegającym na tym, że robimy firmie prezent z naszych danych osobowych w zamian za gadżecik i widoki na wygraną pieniężną. Enigmatyczną i niezbyt sowitą. Jak za dawnych lat, gdy cywilizowani przybysze rozdawali łatwowiernym tubylcom perkaliki i paciorki. A czasem nawet wodę ognistą bliżej nieznanej marki.
Z czymś podobnym też mamy tu do czynienia. W szałasie z napisem sprzedawane jest po umiarkowanej cenie piwo z Browaru Sopot, który od stu lat nie istnieje. Sprawą interesują się już archeologowie pospołu z Nieustraszonymi Strażnikami Marki „Sopot”. Istnieje bowiem kilka wersji oficjalnych wersji odpowiedzi na pytanie – skąd biegnie rura dostarczająca złocisty napój pod bramę mola. Jedna, kolportowana w sieci przez wścibskiego „browarnika Tomka”, że z Gdańska, inna (słyszałem na własne uszy) wskazuje na Bydgoszcz. Ale spotkać też można informację z wiarygodnego źródła, że pochodzi z Łodzi.
I tak oto wracamy do głównego wątku, czyli żeglarstwa. Stacjonarnego w odmianie marinerskiej. Wyróżnia się tutaj łódka „Gutka”, zacumowana przy kei w Sopocie. Bo kapitan Zbyszek Gutkowski zacumował akurat w Gdyni. Jak widać na zdjęciu tuż przy poważnym kandydacie na sponsora – Robercie Majewskim, dyrektorem gdańskiego Oddziału Totalizatora Sportowego. Przy okazji regat LOTTO 49er Grand Prix Gdynia, w Stołecznym Mieście Żeglarstwa Morskiego.
Nie przesądzając o swoim ewentualnym starcie „Gutek” tłumaczył obecność wśród młodych kandydatów na czempionów bardzo roztropnie: „O korzeniach się nie zapomina, a klasę 49er uznać można i za poletko doświadczalne dla przyszłych mistrzów i dobry trening dla tych, którzy osiągnęli już zaszczyty i sławę”.
Oczywiście, nie tylko to jest człowiekowi potrzebne do szczęścia, czego dowodziła także obecność pana R. Majewskiego. Już z racji wykonywanych obowiązków jest ekspertem w kwestii dużych pieniędzy. Właśnie w pasie nadmorskim i w woj. pomorskie najczęściej zdarzają się największe wygrane. I do jego biura przychodzą najwięksi szczęśliwcy – totalizatorowi milionerzy i multimilionerzy.
Oczywiście żeby totalizator płacił, musi zarabiać, a społeczeństwo wypełniać kupony. Póki co z polskiego rynku gier, szacowanego na ok. 16 mld zł, zaledwie czwartą część absorbuje firma ze znakiem „TS”. Stara się więc być widoczna, wpływać na wyobraźnię i przychylność potencjalnych klientów m.in. wspomagając finansowo różne atrakcyjne przedsięwzięcia. Na przykład imprezy sportowe – od biegów po żużel i żagle oraz przedsięwzięcia kulturalne, takie jak turniej tańca, czy festiwal polskich filmów fabularnych.
Niekoniecznie ma to związek z indywidualnymi preferencjami dyrektora. Chociaż jest absolwentem Akademii Morskiej i mimo, że spotkaliśmy się na imprezie, której bohaterem są „latające łódki” – sam preferuje dyscypliny lądowe: rower i tenis. Pytany zaś o ulubione zwierzęta bez wahania wymienia koty – tajemnicze, dyskretne i drapiące.
– Ma to coś wspólnego z moim życiem zawodowym i osobistym – żartuje R. Majewski. – W pracy obowiązuje bezwzględna dyskrecja, jakiej mogą nam pozazdrościć nawet niektóre banki, a prywatnie – jeśli już miałbym stawiać na jakieś gry losowe, to wybrałbym zdrapkę. Jak moje dwa mruczące futrzaki.
A co może mieć z tego stołeczeństwo?
Był taki refren i na nim zakończę:
W czterech ścianach naszych chat,
Marzy nam się inny świat.
Dobranoc, dobranoc, dobranoc…