Uwielbiam kuchnię orientalną, jednak muszę mieć na nią ochotę. Do Good Morning Vietnam dojrzewałam od jakiegoś czasu.
Kusiły szóstkowe opinie w internecie, pochwały znajomych oraz słuchaczy, a przede wszystkim pana Marka, który ostatecznie namówił mnie do odwiedzenia tego miejsca. Wystarczyła informacja o jednym z serwowanych dań: kaczka w sosie mango, a już miałam na nią ochotę.
Oprócz tego, była to wyjątkowa okazja. Urodziny mojego chłopaka, połączone z naszym małym świętem. Impreza klubowa za tydzień, więc obie okazje postanowiliśmy uczcić kolacją. Chyba czytamy sobie w myślach, bo Robert zaproponował właśnie GOOD MORNING VIETNAM.
Restauracja znajduje się przy ulicy Świętojańskiej 83a w Gdyni. Idąc tą pełną banków i knajpek ulicą, nie sposób nie zwrócić uwagi na tę restaurację. Dlaczego? Za sprawą bambusów rosnących cały rok przy wejściu. Klimat czuć od progu. Dominuje czerwień, czerń, biel i drewno. Cały wystrój jest orientalny, jednak nieprzesadzony i bardzo elegancki. Mnóstwo nie rzucających się w oczy świec, a jednocześnie nadających miejscu klasy roślin. To, co zdecydowanie nadaje charakteru temu miejscu to kilka figurek Buddy. Moją uwagę szczególnie przyciąga ogromny Budda, siedzący przed barem, oświetlony świecami.
Według mnie to idealne miejsce na spotkania biznesowe. Tego typu okolicznościom często nie sprzyjają orientalne restauracje. Tutaj jest klimatycznie, a jednocześnie elegancko i niezobowiązująco.
Przeglądając kartę dań, jak zwykle zaczynamy od poszukiwania przystawki. Tego dnia nie jest przesadnie gorąco, w związku z tym zaglądam również do działu zupy. Do wyboru jest Hanoi Pho czyli rosół z makaronem ryżowym, kurczakiem i kolendrą. Fani krewetek mogą skusić się na zupę Viet, która oprócz owoców morza zawiera mleczko kokosowe i bazylię. Ja wybieram trzecią propozycję czyli Wonton. To pokaźnych rozmiarów miseczka rosołu z ogromną ilością dodatków. Wyłapuję kiełki, marchewkę, cukinię i wiele innych, jednak to co przede wszystkim nadaje jej smaku to pierożki. Nie są to tradycyjne pierożki z mięsem, a bardziej sakiewki przypominające ośmiornicę. Mięso jest świetnie przyprawione, lekko ostre i doskonale przełamuje łagodny smak zupy. Koszt 10 złotych.
Wizyta w wietnamskiej restauracji nie mogłaby odbyć się bez spróbowania sajgonek. Zdecydowaliśmy się na Nem Hanoi, czyli serwowane na zimno z kurczakiem, makaronem, sałatą, sezamem, papryką podawane z wyśmienitym sosem orzechowym. Bardzo świeże, a w połączeniu z orzechami niebiańskie. Na moim blogu znajduje się przepis na sajgonki. Mniej wietnamskie, inne niż te, bo smażone, jednak dla fanów tego typu dań polecam. Wyszły przepyszne! Wracając do restauracji, za dwie duże sajgonki płacimy 10 złotych.
Podróż po Wietnamie trwa w najlepsze. Próbujemy tego co nowe, zupełnie nietypowe dla naszego regionu. Wreszcie nadchodzi pora na coś bardziej treściwego – danie główne. Do wyboru mamy kilka dań z wołowiną, kurczakiem, krewetkami, kaczką oraz propozycje wegetariańskie.
Na początku chciałam zdecydować się na kaczkę w sosie mango, jednak ostatecznie wybieram mniej słodką wersję Bac Curry. To smażona, pokrojona na cienkie plasterki kaczka podana na warzywach w sosie z zielonego curry i mleczka kokosowego. Przyznaję, ze nigdy w życiu nie jadłam tak przepysznej kaczki! Z zewnątrz mięso jest niesamowicie chrupiące, a w środku soczyste i idealnie wysmażone. Sos jest łagodny, idealnie pasujący do warzyw. Na talerzu jest jeszcze ryż, jednak do tej kompozycji absolutnie nie potrzebuję już żadnych dodatków. Jestem oczarowana! Wspominam ten smak z zachwytem, a w tej chwili moim wyzwaniem jest spróbowanie pozostałych smaków (związanych z kaczką) w tym lokalu. Cena jak na tego typu danie zaskakująco niska – 34zł.
Robert wybiera coś na kształt typowego dania z woka Bo Da Lat. To smażona wołowiną z trawą cytrynową, peperoni, papryką i selerem naciowym. Raczej na ostro, więc smak zdecydowanie nie mój. Chociaż mój chłopak jest zadowolony z wyboru, to jednak nie ukrywam że obojgu z nas przede wszystkim do gustu przypadła kaczka. Właściwie zjedliśmy ją na pół. Ciężko było mi się nią dzielić, ale jak odmówić ukochanemu?
Wizyta w Good Morning Vietnam to prawdziwy spacer po Wietnamie pełen kulinarnych doznań. Widać, że to miejsce, w którym kucharze doskonale znają się na kuchni. Czytałam, że gotują Wietnamczycy. Jak już kiedyś pisałam, Włosi w kuchni włoskiej restauracji to więcej niż połowa sukcesu. Podobnie Wietnamczycy w wietnamskiej.
Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić to byłaby to obsługa. Obie Panie, które nas obsługiwały były bardzo miłe, jednak jak dla mnie zbyt mało dawały od siebie. Po prostu pytały i na nasze pytania odpowiadały, nic więcej. Nie widziałam też specjalnego zainteresowania naszym czy innymi stolikami już po zebraniu zamówienia. A może chcielibyśmy coś domówić?
Jeśli lubicie Państwo orientalne smaki albo chcielibyście dopiero je poznać, Good Morning Vietnam będzie doskonałym wyborem. Kuchnia jest wyśmienita. Proszę mi wierzyć, że to jedno z miejsc, które będę wspominać najsmaczniej po zakończeniu mojej kulinarno-radiowej przygody.
Pozdrawiam! tester@radio.gdansk.pl