Długą tradycję mają w Polsce sny o potędze. Zwłaszcza morskiej, której wizję roztaczano ostatnio pół roku temu podczas I Międzynarodowego Kongresu Morskiego. Wiąże się ona z romantycznymi porywami serca. Ale miewa też charakter jak najbardziej pragmatyczny. Nie każdy może pamięta, ale np. bardzo pozytywnie do połowów dalekomorskich odnosili się już wojowie Bolesława Krzywoustego, śpiewając: „Ojcom naszym wystarczały ryby słone i cuchnące, My po świeże przybywamy, w oceanie pluskające!”. Co skwapliwie odnotował Gall Anonim, a przypomniał Czesław Niemen w pieśni „O zdobyciu brzegu morskiego”.
Echa literackich asocjacji z polityką morską kraju do roku 2020 pobrzmiewały również podczas czwartkowej debaty społecznej w Akademii Morskiej w Gdyni, zorganizowanej w ramach seminarium naukowców i praktyków „Ekonomia i Zarządzanie w XXI wieku” prowadzonego przez Katedrę Ekonomii i Zarządzania. Ryszard Toczek – wiceprezes zarządu Polskiego Klastra Morskiego, prezentując wstępne stanowisko uczestników tego projektu na temat polityki morskiej RP odwołał się bowiem do słów Stanisława Staszica z „Przestróg dla Polski”: „Trzymajmy się morza!”
W tym też kierunku zmierzały wystąpienia dyskutantów zastanawiających się m.in. nad tym, czy polityka morska Polski – to zbiór życzeń, czy działań? Albo – jak mierzyć skuteczność działań polityki morskiej i wykorzystywać wartość dodaną nadmorskiego położenia Polski w odniesieniu do regionu, kraju, basenu Morza Bałtyckiego i Unii Europejskiej? Odnoszono się też do kwestii funkcjonowania polskiej floty pod narodową banderą oraz tego, jak jej brak wpływa na gospodarkę narodową.
I tu także nie zabrakło wątku literackiego. Tym razem jeden z mówców przytoczył fragment dialogu Czepca z Dziennikarzem (Stanisław Wyspiański, „Wesele” akt I scena 1.) „duza by juz mogli mieć, ino oni nie chcom chcieć!”
Żeby zaś ONI chcieli i mogli chcieć potrzebne są argumenty. Dlatego Polski Klaster Morski zamierza zwrócić uwagę premierowi Rządu RP i kierownictwu Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju na konieczność stworzenia zdecydowanie szerszej formuły Międzyresortowego Zespołu do spraw Polityki Morskiej Rzeczypospolitej Polskiej, powołanego przez premiera 19 listopada ubiegłego roku. Rzecz w tym, by Przewodniczący Zespołu nie tylko „mógł zapraszać”, ale zapraszał do udziału w pracach zespołu, z głosem doradczym, obok przedstawicieli organów administracji rządowej i samorządowej, przedstawicieli środowisk naukowych i gospodarczych. Nie pomijając przy tym środowisk naukowych – zgodnie z unijnymi „Wytycznymi dla prowadzenia krajowych polityk morskich”.
Efekt powinien być nie gorszy, niż przed wojną, gdy nasza polityka morska:
– określała spójne w skali ogólnokrajowej strategiczne cele i kierunki działań prowadzących do wykorzystania nadmorskiego położenia kraju;
– służyła zapewnieniu niezbędnej skuteczności dla obrony kraju;
– formułowała sposoby i narzędzia dla realizacji tych celów.
Jej synonimem była doktryna morska – teoretycznie zwarty, normatywny system ogólnych poglądów o względnie trwałym stabilnym charakterze, odnoszących się do szeroko ujmowanej problematyki morskiej.
Tylko tyle i aż tyle, by 75 lat temu minister spraw zagranicznych Józef Beck mógł z całym przekonaniem powiedzieć, że Polska od Bałtyku odepchnąć się nie da.