– Nie czuję się mistrzem, choć niektórzy recenzenci powiedzieli, że to jest powieść mistrzowska. Tak pisarz Paweł Huelle mówił w audycji Piotra Jaconia Gdynia Główna Osobista o swojej najnowszej książce Śpiewaj ogrody. Pisarz powrócił po długiej przerwie spotkaniem w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie, zatytułowanym Wielki powrót Mistrza. W Radiu Gdańsk Paweł Huelle opowiedział o swoim spotkaniu z Andrzejem Piaskiem Piasecznym w Sopocie podczas promocji Śpiewaj ogrody. Pojawiły się głosy, że panowie się dobrze znają i często widują w podobnych okolicznościach. Jednak Paweł Huelle mówi, że musi zdemitologizować ten mit.
– Byłem niesłychanie zaszczycony, że pan Andrzej Piaseczny przybył na moją promocję. Ale wcześniej nie spotkaliśmy się. Byłem kiedyś na jego koncercie, siedziałem z tyłu i słuchałem z dużym upodobaniem zresztą. To było nasze pierwsze spotkanie face to face. Podarował mi płytę z dedykacją, więc był wet za wet – książka za płytę, co mnie bardzo cieszy, mówił pisarz.
Paweł Huelle przyznał, że bardzo miło mu słyszeć, że został nazwany mistrzem, ale zaznaczył, że sam się za niego nie uważa. – W żadnym wypadku nie czuję się mistrzem. Choć niektórzy recenzenci powiedzieli, że to jest powieść mistrzowska. To mi dało do myślenia i pewnie będzie miało wpływ na moją przyszłą pracę.
Pisarz nie jest przekonany także do nazywania pojawienia się jego nowej książki „wielkim powrotem”. – Ciągle jestem. Co pewien czas wydaję książkę. Gdybym był zakładnikiem literatury, gdybym żył wyłącznie z literatury, musiałbym wydawać jedną książkę rocznie. Co prawdopodobnie obniżyłoby poziom tych powieści. Natomiast ja pracuję, robię inne rzeczy – po to, żeby zarobić na życie, na rachunki. Literatura stanowi bardzo ważny element mojego życia, ale nie jestem od niej zależny.
Autor Weisera Dawidka nie wyklucza, że pisanie może być sposobem radzenia sobie z niską emeryturą. Pod warunkiem, że jest się autorem słów… piosenek. – Marzeniem mojego życia, na razie nie spełnionym, jest żeby przed emeryturą zusowską, która będzie haniebnej wysokości, zacząć pisać teksty piosenek. Być może w ten sposób będę dorabiał do emerytury. Na razie bardzo uważnie studiuję teksty piosenek Kofty i Osieckiej z lat 70. i 80. To wymaga bardzo specyficznej umiejętności pisania i wcale nie jest łatwe.
Huelle opowiedział też jak żyje się pisarzowi w Trójmieście. – Jestem ze szkoły gombrowiczowskiej. Jak widzę pisarza, który idzie chodnikiem naprzeciwko mnie, to przechodzę na drugą stronę ulicy. Ale nie dlatego, że nienawidzę go czy chciałbym go poniżyć tylko uważam, że pisarstwo jest zajęciem skrajnie indywidualistycznym, nie kolektywistycznym. Oczywiście mam wielu znajomych, kolegów pisarzy, ale jak się spotykam z nimi przy whisky, to nie rozmawiamy o literaturze. Plotkujemy, mówimy o pieniądzach i różnych innych rzeczach, o polityce, na kogo by tu głosować, bo coraz gorzej itd. Natomiast o samej literaturze nie musimy rozmawiać, bo każdy ma swoje poletko i je uprawia.
Choć na co dzień mieszka w Gdańsku, zawodowo związany jest z Gdynią, jako redaktor naczelny kwartalnika artystycznego Bliza oraz członek zespołu Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza. Pisarz zdradził jednak, że z tym miastem wiąże go coś jeszcze. – Jeżdżę do Gdyni nie tylko za chlebem, ale i za inspiracją. Mam nadzieję, że za trzy lata powstanie książka poświęcona Gdyni, która będzie taką gdyńską sagą.