Co pewien czas nasza politechnika obchodzi jubileusz. W 2005 roku na przykład miała 60-lecia, a w ubiegłym tygodniu zainaugurowano 110-lecie jej istnienia. Historię ma dość bogatą, więc pewnie za jakiś czas znów będzie kolejna okazja do świętowania. Choć rzeczywiście w 1904 r. odbyła się pierwsza w Gdańsku inauguracja roku akademickiego. Wynikała z ambitnego przesłania realizacji „kulturalno-politycznej potrzeby założenia umysłowej i technicznej centrali na wschodzie monarchii”. Co tłumaczyło się na polski, jako „siedlisko niemieckiej pracy duchowej”, służące umacnianiu niemczyzny na pruskich kresach wschodnich. Czuwał nad tym osobiście cesarz Wilhelm II, a po przegranej I wojnie światowej, konsekwentnie pilnowali jego duchowi spadkobiercy.
Wraz z likwidacją Prus priorytetami polskimi po odzyskaniu niepodległości były w Gdańsku kwestie natury gospodarczej: dostęp do morza i komunikacja z portem. Szczególnie istotne podczas toczącej się wojny bolszewickiej. Ale uważano też, że Politechnika Gdańska ma dla naszego kraju, posiadającego tylko dwie takie uczelnie, również doniosłe znaczenie kulturalne i polityczne.
Dlatego bardzo intensywne starano się o nią przez blisko trzy lata. W negocjacjach nadzorowanych przez Międzysojuszniczą Komisję Podziału Niemieckiego Mienia Państwowego to zwycięstwo przypadło jednak w lipcu 1921 roku Senatowi Wolnego Miasta Gdańska. Nie bez znaczenia był fakt, że wśród trzech komisarzy Ententy, był po jego stronie zdeklarowany germano i rusofil, brytyjski dyplomata Edward Carr.
W ówczesnej sytuacji Jerzy Wiktor Madeyski, polityk i dyplomata oraz profesor Adam Wrzosek z resortu oświaty, mogli jedynie zastrzec że „Senat Wolnego Miasta będzie dbać o to by Politechnika postarała się o niezbędne podręczniki i środki naukowe dla specjalnych potrzeb słuchaczy narodowości polskiej”, a do programu studiów wprowadzi się kursu geografii gospodarczej Polski oraz lektorat języka polskiego i literatury polskiej.
To drugie zadanie miał realizować Jan Pietrzycki, młodopolski poeta i krytyk literacki, naukowiec, który na Pomorzu zaangażował się w działalność Polskiego Instytutu Narodowego. W ramach PIN prowadził m.in. wykłady na tzw. kursach doraźnych, poświęcone literaturze, historii miasta, językoznawstwu i akcjom społecznym, a w kwietniu 1923 r. – założył w Gdańsku Polski Uniwersytet Powszechny i współtworzył Gdańskie Towarzystwo Naukowo – Oświatowe.
But that is another story, a właściwie byłaby to już całkiem inna historia, gdyby nie wiadomość rozpowszechniona dokładnie w dniu inauguracji jubileuszu PG. Oto szefowa resortu nauki prof. Lena Kolarska-Bobińska nosi się z zamiarem wprowadzenia na kierunkach technicznych obowiązkowego pakietu przedmiotów humanistycznych. Tzw. „niezbędnik inteligenta” ma pomagać studentom w zdobyciu umiejętności, których oczekują pracodawcy: samodzielności w podejmowaniu decyzji, dobrej komunikacji i współpracy.
Daj im Boże! Zwłaszcza, że jak daleko sięgam pamięcią, właśnie na Wybrzeżu studenci kierunków technicznych byli awangardą tego, o czym wyżej. Jeśli ktoś nie wie, to – pro domu sua – kuźnią przyzwoitego dziennikarstwa były: tygodnik „Politechnik”, Studencka Agencja Radiowa i Kronika Studencka. Szkołą przedsiębiorczości – Studencka Spółdzielnia Pracy „Techno-Service”, a pozostałe cechy kształtowały organizacje społeczne i polityczne, w tym Parlament Studencki oraz liczne kluby i koła zainteresowań.
Tytuł tego wpisu nie wziął się więc z powietrza, lecz z pytania o to, jaki będzie wkład politechniki w innowacyjną gospodarkę i kiedy dorobi się drugiego noblisty? Póki co – niech wystarczy hicik z kabaretu Pi- piosenka pt. „Bana do Bytowa” Tadeusza Karmazyna. Obecnie mgr inż. Karmazyna, który nie był ani pierwszą, ani jedyną wybitną „śpiewającą” postacią z PG. Ale może o tym, rzeczywiście, już innym razem.