Klasyczne relacje miedzy sponsorem, a pisarzem wyglądają tak: zadaje się temat, autor dostarcza tekst, zleceniodawca grymasi i płaci. Często niechętnie. Albo jeszcze inaczej: teatr wynajmuje wziętego reżysera, ten daje zadanie młodemu dramaturgowi, po czym szlifują materiał do skutku, aż powstanie ostateczna wersja spektaklu. Takie też były koleje losu „Szwoleżerów”, których wpierw wystawił Teatr Polski w Bydgoszczy, potem teatr przy stoliku w Tarnowie, a od poniedziałku przedstawienie będzie w repertuarze Teatru Muzycznego w Gdyni.
Za co decydentom cześć i chwała. Tematykę sportową, jako pretekst do uogólnień wobec otaczającej nas coraz bardziej rzeczywistości, rzadko widuje się na polskiej scenie. Ostatnio, czyli w 1977 r. wystawiano „Mecz” Janusza Głowackiego, w warszawskim Teatrze Powszechnym. Ponoć po trosze komedię, a po trosze moralizującą sztukę z tezą i „z kluczem”. Przedstawiała dramaturgiczny obrazek polskiego piłkarstwa, w którym śmieszyło wówczas, że (tu cytat z recenzji): „…odbywa się zacięta walka interesów, ścierają się intrygi i podstępy, mamy do czynienia z szantażami, na które zawodnicy pozwalają sobie wobec działaczy i trenerów”.
Przestano się z tego śmiać wiele lat później, dopiero gdy futbolowemu jaśniepaństwu prokurator zaczął zaglądać w ślepia i do portfeli.
Na to, że bohaterami „Szwoleżerów” są żużlowcy i ich kobiety wskazują kostiumy oraz, poniekąd, fabuła, kostiumy i biało- czerwona scenografia. Płynące ze sceny przesłanie kieruje jednak widza na zdecydowanie głębsze wody. Prowadzi przez bogate spektrum linii melodycznych, od skocznych rytmów do brzmiących jak memento fraz, nieuchronnego „zegarmistrza światła”.
Po tym, co przeczytałem, usłyszałem i zobaczyłem przed premierą jestem przekonany, że Grzegorz Wolf, biorąc na warsztat przedstawienie, podobnie jak wcześniej Jan Klata, sięgnął po ambitniejsze cele niż kulisy speedwaya. Podjął emocjonującą i trudną grę o pozyskanie publiczności pokoleniowo i mentalnie najbliższej wykonawcom i współtwórcom widowiska – dyplomantom IV roku Studium Wokalno-Aktorskiego.
„Szwoleżerowie” są tego rodzaju widowiskiem, w którym widz, niezależnie od stopnia indywidualnej wrażliwości, ma obowiązek przynajmniej trochę samodzielnie popracować np. głową. Zresztą tego chciał też od publiczności, współtwórca idei bydgoskiego spektaklu. W jednym z wywiadów stwierdził:– Jeśli ktoś oczekuje, że dowie się czegoś o żużlu – będzie rozczarowany. To opowieść o Polsce.(…)O nas. Będzie, owszem, tło historyczne, ale jeszcze więcej refleksji o przemijaniu.
Utwór napisany przed trzema laty wytrzymał próbę czasu. Tytułowi szwoleżerowie, a także gladiatorzy, czy kamikadze mogą się teraz identyfikować także z tymi, którzy musieli za bohaterów kijowskiego Majdanu rozstrzygać w swym sumieniu najpoważniejszy dylemat, gdy im mówiono: „Podpiszcie porozumienie, albo wszyscy zginiecie”.
Autora nie udało mi się wyciągnąć w tę dysputę, choć dopytywałem Artura Pałygę nie bez powodu. Mimo, że jest teraz bardzo zajęty już całkiem innymi przedstawieniami i bliskimi premierami, nie szczędząc czasu i trudu, angażuje się osobiście w pomoc humanitarną dla Ukraińców.
Jeśli więc nie znajdziemy nawet w tekście „Szwoleżerów” aluzji do najbardziej dziś aktualnych sytuacji, metaforyczność rzekomej motodramy prowadzi wprost tam, gdzie znaleźć można i popiół, i żużel… i diamenty.
Reżyseria i scenografia – Grzegorz Wolf (pedagog Studium)
Muzyka – Przemysław Pawłowski (student IV roku)
Choreografia – Michał Cyran (absolwent Studium)
Opracowanie piosenek – Patrycja Gola (pedagog Studium)
Teksty piosenek – Tobiasz Cytrowski (student IV roku), Dawid Wojtkiewicz (student IV roku)