Nie żyje Krzysztof Zawalski. Twórca Narodowego Centrum Żeglarstwa zmarł w niedzielę w wieku 56 lat. Mimo, iż choroba na którą Krzysztof zapadł mniej więcej przed dwoma laty jest nieuleczalna, i my, i on mieliśmy nadzieję, że medycyna stanie na wysokości zadania. O tym rozmawialiśmy, gdy w Narodowym Centrum Żeglarstwa widzieliśmy się ostatni raz. To było latem ubiegłego roku podczas mistrzostw w ukochanej przez Krzysztofa klasie L’Equipe. Mówił wówczas, że rehabilituje się i czeka na cud. Bardzo precyzyjnie zdiagnozował swój przypadek. Opowiadał o chorobie, która najczęściej dotyka mężczyzn po 40. roku życia. Z jakimś dziwnym uznaniem mówił, że jest bardzo systematyczna i zabiera człowieka po trochu.
– Żyję i czekam na cud – stwierdził z gorzkim uśmiechem, ale po chwili jego twarz rozpromieniła się, gdy wyszliśmy na balkon i patrzyliśmy w stronę ujścia Wisły i na przepiękny owoc Jego życia – Narodowe Centrum Żeglarstwa.
Za życia piszemy pamiętniki, czynami, gestami i uczuciami zapisujemy się w pamięci, tych którzy zostają.
Krzysztof Zawalski, mimo iż pewnie nie to było motorem jego działań, za życia postawił sobie pomnik – wspomniane Centrum. Nie wątpię, że gdy odbędziemy żałobę, to w Górkach Zachodnich spotkamy się na jeszcze jednej uroczystości – nadania imienia temu miejscu , oczywiście imienia Krzysztofa Zawalskiego.
W monografii Chojnickiego Klubu Żeglarskiego jest zdjęcie nastoletniego Krzyśka, który z pokładu łódki wyzywającą patrzy przed siebie.
Przypomniałem sobie tę fotografię, gdy widzieliśmy się ostatni raz.
Wyszliśmy na balkon, by zobaczyć jak młodzi żeglarze schodzą na wodę. Krzysztof, aby spojrzeć przed siebie, musiał wstrząsnąć odmawiającym posłuszeństwa ciałem. Jednak gdy ogarnął już wzrokiem ukochane miejsce, to jego oblicze wyrażało błogość.
Takiego zapiszę go w pamięci. Człowieka pełnego pasji, której poświęcił życie i na której fundamencie zbudował bardzo praktyczny pomnik, skąd będzie można wypłynąć Jego szlakiem.
To był bardzo szlachetny człowiek, który – jak wszyscy – odszedł za wcześnie…