Powiedzieć, że ten samochód był dla nas zaskoczeniem to zdecydowanie za mało. Jeep Renegade nas zaszokował i to pod bardzo wieloma względami. Zaprezentowany na początku roku w Genewie samochód bazuje na Fiacie 500L. Zestawienie to nasuwa skojarzenia o „budżetowej” i nietrwałej jakości wykonania. I tu właśnie zaskoczenie numer jeden! Wykończenie wnętrza, dopasowanie i styl plastików, wygląd konsoli, precyzja działania przełączników panelu klimatyzacji, czytelność zegarów czy w końcu sposób przymocowania uchwytu dla pasażera są na bardzo wysokim poziomie.
Nie brakuje też smaczków jak np. symbole Willysa, umieszczone na obwódkach wielofunkcyjnego ekranu, głośników a nawet szyby. Na obrotomierzu zakres czerwonego pola wyznacza „plama błota”. Podobnych „mrugnięć okiem” jest więcej. Tym jednak, co najbardziej zaskakuje w Jeepie są wrażenia z jazdy. Auto nie jest olbrzymem, a jednak przestrzeń wewnątrz, odległość od szyby i dachu dają przyjemne poczucie pewności i bezpieczeństwa jazdy. Tak zresztą jeździ Renegade. Pracujący pod maską naszego samochodu silnik diesel 1,6 o mocy 120 KM działał nad wyraz zachęcająco. Do dynamicznej jazdy rzecz jasna. Auto nie jest i nie ma być demonem prędkości, ale łatwość, z jaką przyspiesza jest szalenie przyjemna.
W standardowej wersji Renegade ma napęd na przednią oś. Można jednak skonfigurować samochód czteronapędowy o wzmocnionym zawieszeniu. Kolejną zaletą Jeepa jest uniwersalność. To auto można skonfigurować tak, by spokojnie wjechało w teren. Można też zaczerpnąć z dodatków, takich jak okno dachowe, przyciemniane szyby, skórzane fotele, podgrzewaną kierownicę czy adaptacyjny tempomat.
Nie wspominaliśmy o wyglądzie, ale ten mówi sam za siebie.
Cena Renegade’a zaczyna się od 69900 złotych. Auto do testów użyczyła firma Plichta.