Facebook: Rzetelne źródło informacji czy newsowy śmietnik?

Coraz częściej Facebook jest dla nas pierwszym, a niekiedy jedynym źródłem informacji. O ile kwestia dotycząca wygody i szybkości zamieszczania newsów jest bezsprzeczna, to już sama wiarygodność informacji może budzić wiele wątpliwości. M.in. ten wątek poruszono na specjalnej konferencji Facebook Lustro Mediów zorganizowanej na Uniwersytecie Gdańskim.

Szacuje się, że z Facebooka korzysta już 1 miliard 400 milionów ludzi na świecie. Społecznościowy gigant ma więcej użytkowników niż Chiny czy Indie mieszkańców. W ostatnim czasie przylgnęło do niego nawet określenie „pierwszego państwa świata”. Każdego miesiąca na „fejsie” pojawiają się średnio trzy miliardy postów, liczba ta cały czas rośnie.

Z Facebooka korzystają m.in. gwiazdy show biznesu, sportu, politycy, głowy państw oraz biznesmeni. – Można obejść się w biznesie bez Facebooka, ale jest to świadoma i desperacka rezygnacja z doskonałego kanału przepływowego, zauważa Roman Batko, doktor habilitowany nauk humanistycznych w dziedzinie zarządzania z Uniwersytetu Jagiellońskiego, uczestnik konferencji Facebook Lustro Mediów. – Daje to wymarzone możliwości dla młodych przedsiębiorców. Z jednej strony mamy działalność reklamową, z drugiej jest kwestia analityczna. Jeżeli przyjmiemy, że jednym z ważnych aspektów jest jakościowe dopasowanie oferty do potrzeb, to mamy narzędzie, które w czasie rzeczywistym daje reakcję. Nie musimy zlecać badań, tylko mamy potężną siłę, płynącą ze społeczności.

Z Facebooka prężnie korzysta również środowisko akademickie. Zdaniem prof. Beaty Pastwy- Wojciechowskiej, dziekana Wydziału Nauk Społecznych UG, sieć to doskonałe miejsce do kreowania własnych osiągnięć i propagowania ich w świecie. – Można przedstawiać innym naukowcom własne prace w bardzo krótkim czasie. Dawniej publikacja prac w formie abstraktów zajmowała dużo czasu. Ktoś musiał to przeczytać, wysłać list, a następnie opublikować. Teraz można to zrobić bardzo szybko. Możemy się w ten sposób reklamować.

Facebook wypełniony jest profilami związanymi z określonymi akcjami, projektami i instytucjami. Są konta gazet, telewizji, rozgłośni radiowych oraz… nasze konta. Codziennych użytkowników, na których zamieszczane są informacje dotyczące rzeczywistości wokół, napisane przez nas albo udostępnione z innego profilu.

Jak wynika z badań Instytutu Monitorowania Mediów, w ciągu ostatnich dwóch lat Facebook i Twitter odniosły w Polsce niesamowity sukces. Media społecznościowe pod względem opiniotwórczym uplasowały się zaraz za takimi markami jak Gazeta Wyborcza, Rzeczpospolita, Wprost. – Tradycyjne kanały informacyjne zaczynają schodzić na drugi, trzeci plan. Informacja żyje bardzo krótko. Mamy do czynienia z takim samonapędzającym się kołem zamachowym w pogoni za informacją. Zaczyna brakować komentarza, analizy i weryfikowania informacji, bo nie ma już na to czasu, zauważa dziennikarz TVP Gdańsk Piotr Świąc.

To właśnie wiarygodność informacji zamieszczanych w mediach społecznościowych budzi wśród ekspertów najwięcej wątpliwości. – Mamy tu do czynienia z niemożliwą wręcz do przeczytania „gazetą”. To są dodawane w czasie rzeczywistym komentarze i nowe newsy, mówi dr Roman Batko. Zdaniem eksperta niewielu użytkowników ma świadomość, że są zamykani w tzw. bańce informacyjnej. – Facebook podaje nam informacje z pewnego, profilowanego strumienia treści. Mają na niego wpływ nasze cechy związane z wiekiem, płcią, grupą przyjaciół oraz ich aktywnością. To jest filtrowane i dostajemy taki strumień, który potwierdza nasze wyobrażenie o rzeczywistości.

– Jak twoja mama mówi, że cię kocha, to sprawdź to w dwóch niezależnych źródłach, dodaje znawca mediów i jeden z organizatorów konferencji Facebook Lustro Mediów prof. Jan Kreft z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zdaniem medioznawcy bardzo często kryterium wiarygodności na Facebooku jest liczba tzw. lajków. – Czy to, że Justin Bieber ma 800 tys.” lajków” czy 8 mln., to coś znaczy? Nic oprócz tego, że ma 800 tys. lajków. Czy „lajki” są atrybutem wiarygodności, przyzwoitości czy poszanowania innej osoby? Nie. Lajki są tylko elementem Facebooka, podkreśla Jan Kreft.

W sieci funkcjonuje już nawet handel i tzw. fermy lajków, które mają na celu uwiarygadnianie profili. – Znany jest przypadek z lipca 2013 roku, pisał o tym Washington Post. Departament Stanu wydał 630 tys. dolarów na zakup tzw. fake’ów, czyli nieprawdziwych „lajków”. Możemy sobie wyobrazić, że każda idea polityczna czy społeczna może się „zavataryzować”. Może pojawić się zupełnie nowa rzeczywistość, w której możemy powiedzieć, że mamy olbrzymie poparcie społeczne, sięgające dziesiątek tysięcy „lajków”. Często „lajkują” maszyny, ale też zdarzają się osoby, które zarabiają w ten sposób, wyjaśnia Roman Batko z UJ.

Co sprawia, że ludzie tak chętnie akceptują to, co podrzuci im Facebook? Zdaniem medioznawcy i socjologa prof. Wiesława Godzica ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, ludzie potrzebują prostych informacji, na bazie których mogą tworzyć szybkie opinie i odpowiedzi. – Mnie czasami przeraża wydawanie łatwych sądów, to jest „cool”, to jest „najlepsze” a to jest „beznadziejne”. Bycie członkiem społeczności polega na tym, żeby widzieć te niuanse. Zawsze łatwiej powiedzieć, że ktoś jest „głupi”, niż stwierdzić że nie miał do końca wszystkich elementów, niezbędnych do rozpoznania sprawy. Nasz język sparszywiał. Stał się dosadny, taki rechotliwy. Już chyba nie mamy szansy na powrót do jego piękna i funkcjonalności, powiedział Wiesław Godzic.

Jan Kreft uważa, że popularność wiadomości zamieszczanych w mediach społecznościowych wynika również z prostego przekonania, że „nowe jest lepsze”. – To jest taki trochę solucjonizm. Przekonanie, że wszystko, co jest w nowych mediach, niesie ze sobą same pozytywy. Media tradycyjne rządziły się jednak bardziej rygorystycznymi prawami, tkwiącymi bardziej w naszych umysłach, niż zapisach prawnych. W mediach społecznościowych można wszystko, przynajmniej pozornie.

Co zatem robić, aby w mediach społecznościowych nie pogubić się w szukaniu i filtrowaniu określonych treści? Zdaniem uczestników konferencji Facebook Lustro Mediów odpowiedź jest prosta – zdrowy rozsądek. – Potrzebny jest krytycyzm do tego, co się czyta nawet w tekście pisanym, w wersji papierowej. Wiemy, na czym polega manipulacja, jak łatwo manipulować informacją i przekłamywać. Chodzi o zdrowy rozsądek. To się rodzi. Dużo osób dużo bardziej krytycznie podchodzi do opisów w mediach społecznościowych, mówi Roman Batko.

Łukasz Wojtowicz/Radio Gdańsk

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj