Jak Boryna był przywódcą wiejskiej społeczności, tak on musiał zająć się organizacją pracy w Teatrze Muzycznym w Gdyni po śmierci Macieja Korwina. Był naturalnym kandydatem, bo był jego przyjacielem i „prawą ręką”. Gościem audycji Gdynia Główna Osobista był aktor, śpiewak i pedagog Bernard Szyc.
Gospodarz programu Piotr Jacoń zaprosił aktora, by wspominać Macieja Korwina, który przez 18 lat był dyrektorem Teatru Muzycznego w Gdyni. Niedawno, 10 stycznia, minęła trzecia rocznica śmierci artysty (na zdjęciu poniżej).
SZOKUJĄCA WIADOMOŚĆ PODCZAS PRÓBY
– Spadło to nas, jak grom z jasnego nieba – wspominał Bernard Szyc. – Dyrektor był przeziębiony, miał wysoką gorączkę, i z tego powodu nie mógł uczestniczyć w Koncercie Sylwestrowym, który wtedy akurat odbył się w Operze Bałtyckiej z powodu remontu u nas.
– Do tej pory prowadził te wieczory, był świetnym konferansjerem, anegdociarzem – dodał Piotr Jacoń.
Aktorzy dowiedzieli się o śmierci dyrektora 10 stycznia wieczorem, podczas próby wznowieniowej do „Pinokia”. – Wszyscy zamarliśmy. Głupi żart? No nie… Zaraz pojawiło się pytanie, co dalej, bo teatr można porównać do wielkiego statku, który nie może wyhamować. Nawet w takiej sytuacji nie można rozpaczać, tylko od razu na trzeźwo myśleć i starać się sytuację opanować. Tego zresztą uczył nas Maciej Korwin. Sam też tak postępował.
„PRAWA RĘKA STAREGO”
Bernard Szyc nazywany był „prawą ręką starego”, czyli Marcina Korwina. – Kiedy przyszedł do teatru w 1995 roku, ja byłem młodym, dość zbuntowanym człowiekiem. I na początku wcale nam się nie układało! Najbardziej mnie denerwował tym, że o teatrze mówił „firma”. Ale już wtedy myślał kategoriami zarządcy.
Maciej Korwin zawsze chciał być dyrektorem teatru. – Maciej po to poszedł do szkoły aktorskiej, aby móc reżyserować. A chciał reżyserować, żeby zostać dyrektorem. I wszystkie swoje umiejętności potem jako dyrektor wykorzystywał. To był świadomy proces.
Piotr Jacoń i Bernard Szyc podkreślili, że przez 18 lat Korwinowi udało się stworzyć zespół aktorski i pracownie, zbudować nowoczesny teatr i rozwinąć działalność Studium Wokalno-Aktorskiego. Świetnie radził sobie na scenie nawiązując kontakt z publicznością. Wspominali także jego pogawędki w Radiu Gdańsk.
– Znakomicie posługiwał się językiem polskim. Był człowiekiem bardzo inteligentnym, bardzo światłym i potrafił rozmawiać na rozmaite tematy. A kiedy było to podparte jego wysoką kulturą osobistą, to taka rozmowa była czymś znakomitym – podkreślił Bernard Szyc. – Świetnie łączył to, co jest tradycją i klasyką w konwersacjach osobistych i z publicznością, z tym, co przynosiły nowe czasy, np. internet.
Fot. Radio Gdańsk/Rafał Nitychoruk
PRZYJAŹŃ
– To był proces – mówił o budowaniu relacji z Korwinem młodszy od niego o 17 lat Szyc. – Najpierw były sprawy zawodowe, zaufanie i jedno patrzenie na sprawy teatralne. Żebyśmy byli bliżej, kupił mieszkanie obok mnie. I setki, tysiące godzin przegadaliśmy w jego gabinecie lub krążąc wokół bloków, czasem do trzeciej w nocy.
Bernard Szyc nie miał w tym czasie formalnego stanowiska „doradcy dyrektora”. – Rozmawialiśmy po przyjacielsku. Potem wiele spraw mogliśmy załatwiać bez słów, bo było tak duże porozumienie i znajomość siebie.
– Byłem jego powiernikiem. Bycie dyrektorem teatru często oznacza samotność. Mówił o sprawach intymnych, a w ostatnim czasie także duchowych. Prosił, aby się za niego modlić – podkreślił gość Radia Gdańsk, zaznaczając, że nie będzie zdradzał publicznie jego tajemnic. – Czasem potrzebował się wygadać.
SZYC SPÓŹNIŁ SIĘ NA EGZAMIN MATURALNY
Bernard Szyc dzieciństwo i młodość spędził w Kościerzynie. Maturę zdawał w 1988 roku. – Spóźniłem się na egzamin maturalny z języka rosyjskiego. To nie była żadna manifestacja, ale byłem znany z tego, że jestem niepokorny. Miałem być nawet niedopuszczony do matury za moją działalność przeciwko ustrojowi. Kolportowałem prasę, uczestniczyłem w manifestacjach, nosiłem przez cały stan wojenny znaczek Solidarności.
– Po wizytach w Teatrze Muzycznym, pomyślałem, że to dobre miejsce – mówił o wyborze nauki w Studium Wokalno-Aktorskim w Gdyni. Pierwszym musicalem, w którym wziął udział, byli „Nędznicy” w 1989 roku.
– Nasz rok robił tzw. off. Nie byliśmy na scenie, tylko w kanale orkiestry i wspomagaliśmy wszystkie chóry, sceny zbiorowe dodatkowym dźwiękiem. Pierwszy raz na scenę wyszedłem w Operze Leśnej w Sopocie, kiedy robiliśmy „Jesus Christ Superstar” – opowiadał śpiewak.
„BLISKI JEST MI FOLKLOR”
– Jestem związany z Kaszubami, ale mnie bliski jest każdy folklor. Nie jestem tylko patriotą lokalnym – zdradził aktor. – W Studium uczę tańca charakterystycznego. Są to i polskie rzeczy, i też obce. Kiedy przygotowujemy choreografię na Sylwestra, to mi zawsze przypadają te, które są folkowe. Uwielbiam to! To ma dla mnie największą witalność i siłę, jest najbardziej porywające.
Aktor kreował Borynę w musicalu „Chłopi”. Przygotowywał się do roli w momencie, w którym zaczął pełnić obowiązki dyrektora po śmierci Macieja Korwina. I to mu pomogło w pracy nad rolą.
– Trzeba było zająć się całym zespołem i zapanować nad teatrem. Tak samo jak Boryna jest przywódcą społeczności wiejskiej. Przenosiło się to, co było w teatrze na scenę. To była prawie ta sama grupa osób, a na próbach dokładnie ta sama, bo była tam technika i administracja się przewijała – dodał gość Radia Gdańsk.
Chłopi, Fot. Teatr Muzyczny w Gdyni
W audycji Bernard Szyc zdradził ile ma wzrostu i ile waży. – Kawał chłopa z pana jest, nie jakiś eteryczny tancerzyk – powiedział Piotr Jacoń.
Posłuchaj audycji: