– Pobraliśmy się, mając po 19 lat. I nie, powodem nie było dziecko. To była ogromna fascynacja i miłość – opowiadała w Gdyni Głównej Osobistej Łucja Sobczak, choreograf z Gdyni.
Wraz z mężem Brunonem przez lata związana była z gdyńskimi scenami. – Był rok 1977, a miejscu teatru, który spłonął powstawał teatr muzyczny. My, bardzo młodzi scenografowie zaczynaliśmy tam wtedy pracę – opowiadała. Tak zaczęła się wspólna Gdynia duetu Brunona i Łucji Sobczaków.
MŁODZIEŃCZA MIŁOŚĆ
Przed ślubem znali się tylko pół roku. – Byłam tą osobą, która odciągnęła męża od niepotrzebnych wydarzeń w życiu (śmiech). Niektórzy pytali mnie jak to się stało, że ta wielka choreografka Janina Jarzynówna Sobczak pozwoliła mi na wejście do swojej rodziny. Mój mąż miał różne pomysły na życie, a ja ukierunkowałam go na teatr.
NIEŁATWE POCZĄTKI
Początki odstraszyłyby niejednego doświadczonego choreografa, mówiła. – Przed pracą w teatrze w Gdyni mieliśmy inne spektakle. Był Don Kichot, Spartakus… Kiedy wielka Danuta Baduszkowa je zobaczyła, postanowiła, że ci młodzi, niekoniecznie doświadczeni scenografowie wykonają to, co ona będzie chciała – opowiadała Łucja Sobczak.
Baduszkowa chciała zaistnieć w teatrze, który budowała. – Podejrzewam, że starsi i doświadczeni byliby tym przerażeni. Nie było okien, nie było drzwi. Był surowe mury. I w tej przestrzeni zbudowaliśmy scenografię. Na gołych ścianach zawiesiliśmy gobeliny. To robiło ogromne wrażenie – mówiła.
– Zrealizowaliśmy wspaniałe widowisko dla telewizji. Byli aktorzy z wielu teatrów, był balet, więc nie dałoby się tego połączyć w biletowanym teatrze. Zanim powstał, jeszcze pół roku go wykańczano. Niestety, Danuta Baduszkowa tego nie doczekała tego finału – wspominała Łucja Sobczak.
Posłuchaj audycji:
Maria Anuszkiewicz