Gościem audycji Gdynia Główna Osobista był Tadeusz Woźniak, dziennikarz, hodowca gołębi, prezes gdańskiego oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Gospodarz programu Piotr Jacoń pytał m.in. o nagrodę przyznaną przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich autorom książki ” Resortowe dzieci”. Pojawia się w niej teza, że „jaki ojciec, taki syn”. – Na pewno, ci którzy sięgną po tę książkę, usłyszą też głosy krytyczne i wyciągną z tego wnioski. Wszystko, co jest zbyt dużym uproszczeniem, będzie żyło krótko, tak jak kwiat czy gazeta. Każdy sam sobie pisze historię i jeśli autor robi to nierzetelnie, to prędzej czy później to się na nim zemści, mówił gość Radia Gdańsk.
WSPOMNIENIA TRAGEDII W KATOWICACH
Tadeusz Woźniak opowiadał też o tragedii sprzed 10 lat podczas wystawy gołębi w Katowicach. Zawaliła się hala, w której odbywała się impreza. – Ta wystawa to takie doroczne święto hodowców. Przeżyłem wtedy tylko dlatego, że jeden z nowych kolegów chciał się „wkupić”. Wyszliśmy z centrum hali za taką szybę ze szkła pancernego, do takiej sympatycznej restauracyjki, z której było widać całą halę. Nie minęło 15 minut, jak zaczęła się ta straszna tragedia. Huk, trzask, gasnące światła, krzyki, płacz, jęki, wybiegający zakrwawieni ludzie. Świadomość, że stało się coś strasznego. Tam było 700 osób, zginęło 65. My wydostaliśmy się z pomieszczenia, w którym byliśmy rozbijając szybę pancerną. Przypomniało mi się, że zostawiłem tam kurtkę i aparat fotograficzny. Wczołgałem się do hali i kiedy z niej wyszedłem obudził się we mnie dziennikarz. Zacząłem robić zdjęcia. Zadzwoniłem do gazety i powiedziałem, że zrobię relację.
Gość audycji opowiadał też jak trudno było się pozbierać po tej tragedii i zawiadomić rodziny zmarłych. – Potem były niekończące się rozmowy o tym, gdzie się było, kogo się widziało. Kto wyszedł, a kto został. Te przeżycia nadal pozostają bardzo żywe. To jest trauma, która pozostawia ślady. Niektórzy obawiają się wchodzić do zatłoczonych budynków.
POCZĄTKI DZIENNIKARSTWA
Gość Radia Gdańsk opowiadał tez o swoich początkach w zawodzie. – Marzyłem o dziennikarstwie od czwartej klasy szkoły podstawowej. Myślałem wtedy o podróżach i reportażach, ale potem mnie poniosło w stronę reportażu krajowego. Zaczynałem jako dziennikarz, pisząc o marszu śmierci w obozie Stutthof. Pisałem pracę magisterską na temat więźniów funkcyjnych. Przyszedł do mnie red. Jan Jakubowski z zamiarem przeprowadzenia wywiadu, ale w trakcie rozmowy doszedł do wniosku, że lepiej będzie, jak ja to sam napiszę. Namówił mnie i tak to się zaczęło. Tekst ukazał się w Politechniku w 1968 roku.
JASNE STRONY PARTII
Tadeusz Woźniak mówił też o swoim spotkaniu ze Stanisławem Kociołkiem, w czasach gdy był on sekretarzem Komitetu Warszawskiego PZPR a potem wicepremierem. – Był symbolem nowoczesnego aparatu partyjnego. Byłem przekonany, że leży mu na sercu, żeby wyjaśnić jak było naprawdę w Grudniu’70. W prasie ukazała się informacja nieprawdziwa, ale jednak rewolucyjna jak na tamte czasy, że rozkaz strzelania do robotników wydał ówczesny premier. Na publikację nazwiska nie wyraziła zgody cenzura, ale wywiad ukazał się w tygodniku Czas.
Redaktor Woźniak przeprowadzał wywiad z Kociołkiem w budynku KC. – Mieliśmy magnetofon kasetowy, taki trzy kilogramowy dyktafon, który niestety się zepsuł. Jednak zorganizowano dla nas magnetofon szpulowy i udało się nagrać tę rozmowę. Słowa przepraszam nie padły, ale na pewno Kociołek chciał się wtedy wytłumaczyć. Te wydarzenia zwichnęły jego życie. Ja cały czas uważam, że on też został oszukany, że za mało się starał, żeby nie dopuścić do tej tragedii. Nie podniósł kary, ale kara jest nie tylko wtedy, gdy zapada wyrok. Kara a przede wszystkim winy, wyrządzone innym ciągną się za kimś całe życie – powiedział gość Piotra Jaconia.
– Czyny bywają naganne, ale człowiek póki żyje, to z tego poczucia winy może coś wartościowego dla innych wyrosnąć. I to jest takie katolickie przesłanie wpojone mi przez moich rodziców. To byli wspaniali prości ludzie – mówił red. Woźniak.
Posłuchaj audycji:
Anna Baranowska