Zawodowy śpiewak pogrzebowy, swego czasu uliczny grajek. Kiedyś mówił o sobie, że jest banitą. Jak podkreśla, urodził się w Piszu, a nie w Łomży, choć tak można przeczytać w internecie. Ze śmiercią obcuje bardzo często, ale wciąż nie może się do niej przyzwyczaić.
Gościem Gdyni Głównej Osobistej był artysta Adam Strug, poeta i pieśniarz. Piotrowi Jaconiowi opowiadał o fascynacji muzyką ludową i pogrzebową.
PARĘ ZASKOCZEŃ CZEKA W GDYNI
Artysta przyjechał do Gdyni, bo w piątek wieczór zagra w klubie Ucho. Miastem jest zachwycony. – Jestem fanem tego miasta, waszego klifu w Orłowie, to są cudowne miejsca. Ostatnio na klifie nagrywaliśmy teledysk do „Przędzy”. Zapraszam na dzisiejszy koncert. Przybywajcie całymi rodzinami, zabierajcie załogi i chodźcie. Myślę, że czeka was parę miłych zaskoczeń – zachęcał.
ZACZĘŁO SIĘ OD PROSEKTORIUM
Skąd zamiłowanie od muzyki pogrzebowej? Historia zaczyna się, gdy Struk chodził do szkoły podstawowej w Łomży. – Przez okno w podstawówce miałem widok na prosektorium. Co chwilę przywożono lub wywożono stamtąd nieboszczyków. Do tego droga do domu pokrywała się z drogą na cmentarz. Jako dziecko 7,8-letnie przyłączałem się do konduktów pogrzebowych, dzięki temu szybko opanowałem też oficjalny repertuar pogrzebowy – opowiadał.
OSWOIĆ ŚMIERĆ
Patrząc na to prosektorium nie oswoił się jednak ze śmiercią. – Im dłużej żyję, tym bardziej jestem nieoswojony. Kiedyś myślałem, że jak będę grał na pogrzebach to się uda, ale za każdym razem jest coraz gorzej. Może dlatego, że wiem, że też tam wyląduję. Ta świadomość powoduje, że kiedyś byłem stałym bywalcem cmentarzy, a teraz bywam tam coraz rzadziej – tłumaczył.
HARDKOR MUZYCZNY
Muzyka pogrzebowa wywodzi się z tradycyjnej muzyki ludowej, która jest pasją Struga. – Po dzień dzisiejszy są tak zwane puste noce, czyli dwie noce poprzedzające pochówek, podczas których zmarły leży w domu. Śpiewa się wtedy niemal przez cały czas. I to jest absoluty hardkor muzyczny. Ale także emocjonalny. Z tym, że śmierć w tych czasach była czymś oswojonym. Na tym właśnie polega specyfika tradycyjnych kultur. Cykl narodzin i śmierci jest dla tych ludzi czymś normalnym, czymś oczywistym, czymś, czego się nie chowa, od czego się nie ucieka. Przyjmuje się do wiadomości, że tak właśnie jest.
BŁOGOSŁAWIONE PIĘTNO
Jak mówi, to właśnie muzyka ludowa ukształtowała do muzycznie. – Zostawiła na mnie takie błogosławione piętno. Piętno, gdyż nie sposób się tego pozbyć, a błogosławione, bo muzyka tradycyjna jest niewysychającym źródłem. Jeżeli ktoś je ma we własnym życiu, muzycznie się nie wypali nigdy – opowiadał.
Posłuchaj audycji:
Maria Anuszkiewicz