– Ogrodnik czuje glebę. Bez stresu wejdzie na każdą działkę i zrobi tak, że przez cały rok ma pełno w kuchni i w spiżarce – opowiada ogrodniczka Katarzyna Bellingham.
W każdy poniedziałek Katarzyna Bellinghan mówi w Radiu Gdańsk o ogrodach i ich utrzymaniu, o tym co sadzić, jak dbać, jak uprawiać rośliny na balkonach, tarasach czy w przydomowych ogródkach. Tym razem w rozmowie z Jackiem Naliwajkiem opowiada o sobie, swoich pasjach i tym, jak została ogrodniczką.
Kiedy pojawił się pomysł programu o ogrodach, wiedziałem już, kto mógłby to robić. Lubisz te spotkania ze słuchaczami? – pytał ogrodniczkę Jacek Naliwajek.
– Przygoda z radiem jest dla mnie bardzo ważna. Uwielbiam tu przyjeżdżać, uwielbiam też spotykać później na żywo osoby, które słuchają audycji. Tematyka ogrodów zbliża do siebie ludzi – tłumaczy ogrodniczka.
Skan albumu z prywatnymi notatkami Katarzyny Bellingham. Fot. Archiwa prywatne
PRZESZŁAM WRZESZCZ STO RAZY
Katarzyna Bellingham urodziła się w Charkowie na Ukrainie. – Moi rodzice poznali się tam na Politechnice, ale tata pochodził w Gdańska. Przyjechaliśmy do Polski, dziadkowie także przywędrowali tu aż z Sandomierza. Cała rodzina związana była ze stocznią. Dziadek dostał mieszkanie w Dolnym Wrzeszczu. Moja mama do tej pory mieszka przy tej samej ulicy, w tym samym mieszkaniu. Wrzeszcz przeszłam sto razy i z powrotem.
DZIKA RÓŻA I PARK KUŹNICZKI
Jak wyglądały ogrody z lat dzieciństwa Katarzyny Bellingham? – Na mnie wrażenie robiły dzikie róże, a właściwie róże pomarszczone. Często jeździłyśmy z mamą na Kaszuby. Tam jest dużo dzikiej róży na herbatę. Pamiętam też ogródek mojego dziadka. Było dużo żywopłotów. Część mojego Wrzeszcza była powojenna. Największe wrażenie robił na mnie Park Kuźniczki. Wtedy był podupadły. Tam były i chyba nadal są piękne cisy – wspomina ogrodniczka.
Choć Katarzyna Bellingham przyznaje, że nikt w jej rodzinie szczególnie nie interesował się pielęgnacją roślin, to tatę fascynowała biologia. – Zmarł tragicznie, więc myślałam o nim jak o legendarnej osobie. Cała sprawa z botaniką utkwiła w mojej pamięci. Fascynowałam się też historią. Tak powoli to rozkwitało.
Skan albumu z prywatnymi notatkami Katarzyny Bellingham. Fot. Archiwa prywatne
– Moja przygoda w ogrodami tak naprawdę zaczęła się, kiedy wyjechałam do Anglii – mówi ogrodniczka. – Pojechałam na dwa lata, bo tyle miał trwać kurs. Była matura i egzaminy zawodowe. Potem szybko wyjechałam. Po dwóch miesiącach praktyk, we wrześniu zapisałam się do szkoły. W Anglii podczas szkoły najważniejsze są praktyki, zawsze trzeba je odbywać. Musiałam sobie wybrać, gdzie chcę je odbywać. Mój wykładowca znalazł miejsce w ogrodzie organicznym, czyli ekologicznym. W sumie wyszło 13 lat – wylicza.
NIE ROZMAWIAM Z ROŚLINAMI
– Ogrodnik czuje glebę. Bez stresu wejdzie na każdą działkę i zrobi tak, że przez cały rok ma pełno w kuchni i w spiżarce. I wcale nie rozmawiam z roślinami. Mówi się, że książę Karol to robi. Pracowałam w jego ogrodzie i jakoś nigdy nie widziałam, żeby mówił do kwiatów – dodaje Katarzyna Bellingham.