Nie ma gdyńskich korzeni, ale często tu występuje. W Gdyni witał też 2016 rok podczas koncertu sylwestrowego na Skwerze Kościuszki. Gościem audycji Gdynia Główna Osobista był Krzysztof Cugowski, lider nieistniejącej już Budki Suflera.
W rozmowie z Piotrem Jaconiem Krzysztof Cugowski mówił o tym, że jego korzenie są bardziej gdańskie niż gdyńskie. – Rodzice są repatriantami. Ich najbliżsi sąsiedzi mieszkali w Gdańsku Oruni, mieli kamienicę tuż przy torach kolejowych. Pamiętam m.in. jak jeździłem tramwajem szóstką i dziewiątką na Stogi. W sumie przez kilka ładnych lat co roku bywałem w Gdańsku na dwa miesiące. Dopiero potem udało mi się poznać Gdańsk z innej strony – opowiadał i dodał, że dla niego zawsze było to centrum rozrywki. – Nawet w latach 70. było tutaj fajnie. Kiedyś przyjeżdżało się tu na miesiąc i grało się w okolicznych salkach wojewódzkich po 30 koncertów.
SZKOŁA MUZYCZNA PRZEZ PRZYPADEK
Piotr Jacoń wypytywał też Krzysztofa Cugowskiego o początki pasji muzycznej. – Miałem pójść do zwykłej szkoły, mama poszła na wizytację do szkoły rejonowej i powiedziała ojcu: „Jak on ma tam chodzić, to już lepiej, żeby w ogóle nie chodził do szkoły.” Wtedy przypomniała sobie, że ktoś znajomy uczy w szkole muzycznej. Okazało się, że może się nadam. To był zupełny przypadek. Kazali grać mi na fortepianie. Pierwsze pianino dla mnie tata kupił od Włodzimierza Szwendrowskiego, gwiazdy polskiego żużla. Po tym incydencie z pianinem zaczęliśmy z ojcem chodzić razem na mecze żużlowe.
Nie chciał zostać muzykiem, ale zajęcie samo przyszło do niego. – Po roku ogólniaka rodzice stwierdzili, że może to już dosyć i przenieśli mnie do normalnej szkoły. Cieszyłem się, że już nigdy nie będę musiał grać na czymkolwiek. Po maturze przypadkiem spotkałem dwóch kolegów, którzy bawili się w muzykowanie w domu. Zaczęli przychodzić do mnie na próby i tak się zaczęło. Od zabawy, zupełnie miłego i sympatycznego działania rozrywkowego. A w tej chwili mija 46 lat od tej chwili – mówił z uśmiechem.
KOLEDZY PROFESOROWIE, A ON KOCHA SCENĘ
Co rodzice na artystyczną pasję? Jak mówił Krzysztof Cugowski, nie było to ich wymarzone zajęcie dla syna. – Ojciec był trochę bardziej liberalny niż mama. Nawet zbierał wycinki z gazet. Mama była nieprzejednana do końca. Zmarła w 2004. W 2000 roku zaprosiłem ją na jakiś ważny koncert, który pamiętam, że odbywał się w Sali Kongresowej. Po koncercie powiedziała mi: „Nigdy nie myślałam, żeby na was tylu ludzi przychodziło.” Nawet kiedy miałem 50 lat radziła, bym jeszcze skończył prawo, bo moi wszyscy koledzy są profesorami.
W Radiu Gdańsk skomentował też rozpad Budki Suflera. Czy muzycy rozstali się w zgodzie? – Mieliśmy po prostu zmęczenie materiału. Myślę, że to był ostatni dzwonek, by to zakończyć, bo zaczynały się jakieś konflikty w zespole. Dzięki temu mamy teraz dobry kontakt i jeszcze mnóstwo wspólnych działań – książkę biograficzną czy płyty w formie analogowej – podkreślał.
KANDYDAT, KTÓRY CIESZY SIĘ, ŻE NIE WYGRAŁ
Cugowski jest również aktywny politycznie. Z ramienia Prawa i Sprawiedliwości był senatorem VI kadencji w latach 2005-2007. – Dałem się namówić na kandydowanie z powodu obietnic koalicji PiS i PO. Miałem 50 lat, byłem już na wszystkich imprezach, wydałem dużo płyt. Pomyślałem, że może bym coś zrobił „dla ojczyzny”. Z klubu wystąpiłem kiedy PiS związał się z LPR i Samoobroną. Nie znam tych, którzy obecnie w Sejmie się szamoczą. Wiem za to, że wcześniej byli tacy, którzy w mediach się ze sobą kłócili, a potem szli razem na wódkę. Może tak jest i teraz – opowiadał.
W 2015 roku ponownie próbował sił w polityce – w wyborach do Senatu z własnej listy. – Lublin jest bardzo prawicowym miastem. PiS zawsze wygrywa tam w sposób absolutny. Miałem w stosunku do PiS-owskiego kandydata bardzo dobry wynik. Daje mi satysfakcję fakt, że ludzie trochę mi uwierzyli – podkreślał. – Może zabrzmi to dziwnie, ale w sumie cieszę się, że nie jestem senatorem. Chyba nie potrafiłbym być tym, co tylko podnosi rękę. Ja zawsze dowiaduje się, o co w danej sprawie chodzi – podsumował.