Dotąd w kontakcie praktyczny i sympatyczny, teraz w najnowszej odmianie także budzi emocje. Taki jest nowy Suzuki Swift. Samochód, który uchodzi za japońskie „Mini”, w tym wcieleniu ma w sobie nutę premium, ale też sportowca.
Przede wszystkim zmienił się wygląd – jest bardziej wyrazisty. Nie tylko za sprawą świateł w technologii LED, ale też maski z dużym wlotem powietrza.
Najprzyjemniej jednak Swiftem się jeździ. W ofercie jest już trzycylindrowy i 111-konny silnik 1,0 BOOSTERJET, ale nam przypadło kosztować sprawdzonej jednostki 1,2 o mocy 90 KM. W tym przypadku z „miękką hybrydą” SHVS. Sprzężenie wysokowydajnego akumulatora z alternatorem, który może działać jak silnik elektryczny, potrafi skutecznie odciążyć silnik spalinowy.
W efekcie, spalanie rzędu 5 litrów na 100 km nie jest żadnym zaskoczeniem. Wskaźniki są zupełnie inaczej wyskalowane niż w poprzedniku (wskazówki startują z godziny 6). W centralnej części deski znajdziemy znany choćby z Vitary duży wyświetlacz. Pokrętła klimatyzacji z elektronicznymi wskaźnikami. Kierownica z błyszczącymi wstawkami i spłaszczona u dołu. Jest na czym zawiesić oko.
Poza tym auto jeździ bardzo cicho i sprawnie. Trudno opisać to słowami, ale jest nieporównywalnie przyjemniej niż w niejednym samochodzie tej klasy.
Cennik nowego Swifta zaczyna się od 47 tysięcy złotych.
Samochód do testów użyczyła firma Motorcentrum.