– Jeszcze nigdy nie mieliśmy tak wcześnie zarazy ziemniaczanej – komentuje w Radiu Gdańsk Katarzyna Bellingham. Według ogrodniczki, chłodny i deszczowy lipiec jest powodem niedojrzałych upraw. Zmienna pogoda nie ułatwia roślinom dojrzewania. Katarzyna Bellingham potwierdza, że taka aura może zniszczyć uprawy.
– Jeżeli temperatura spada poniżej ośmiu stopni w nocy, rośliny w ogóle przestaną rosnąć. Zostają w tym miejscu, w którym były. I jeżeli taka temperatura będzie się zdarzała przez kilka nocy z rzędu, to bardzo źle wpłynie na roślinę – tłumaczy ekspertka.
KAŻDA CHEMIA JEST ZŁA
Brak nasłonecznienia wpływa niekorzystnie na przykład na pomidory. – Mieliśmy sygnały od słuchaczy, że pomidory są cały czas zielone, że one nie dojrzewają. Nie ma tak dużo słońca. Może będzie tak, że owoce na pomidorach czy paprykach będą dojrzewały później. U nas i tak jest krótki sezon – podkreślała Katarzyna Bellingham.
A co zrobić, jeśli nasze rośliny dopadła zaraza ziemniaczana? – Można posługiwać się jakimiś opryskami chemicznymi. Każda chemia jest zła, ale myślę, że oprysk grzybowy jest z tego wszystkiego najłagodniejszy – dodała ekspertka.