Był alarm do opuszczenia jednostki i alarm przeciwpożarowy. To standardowe ćwiczenia wszystkich załóg pływających fregatą. Jednak młodzi ludzie, którzy pierwszy raz płyną żaglowcem, ćwiczenia potraktowali bardzo poważnie. Wszyscy w ciągu minuty z potrzebnym sprzętem stali na pokładzie łodzi ratunkowej. – To są tylko ćwiczenia, ale wyrabiają w nas odruchy, żeby w razie niebezpieczeństwa uratować się. Słysząc alarm od opuszczenia statku ubieramy się na cebulkę, bierzemy pas ratunkowy, kamizelkę ratunkową do ręki i dopiero na pokładzie zakładamy to na siebie. Nigdy nie zakładamy kamizelek pod pokładem – tłumaczy Tomasz Osowski, uczestnik rejsu niepodległości, który wygrał konkurs pozwalający mu na udział w rejsie.
CZAS NA PRAKTYKĘ
– W Gdyni podczas szkolenia mieliśmy teorię. Teraz testujemy to w warunkach praktycznych. Inaczej zupełnie do tego podchodzimy, kiedy słyszymy stanowczy głos komendanta statku wzywający wszystkich do alarmu. Tego samego dnia poszczególne wachty miały zaplanowane wchodzenie na reje. Równolegle odbywał się na fregacie alarm przeciwpożarowy. Przyznaję, że na morzu takie działania są strasznie niebezpieczne i na pewno pożar na jakimkolwiek statku to często niekontrolowany stres, adrenalina i często niestety panika. Najczęściej na razie mamy tylko ćwiczenia. Generalnie ten pierwszy dzień pracy na Darze pokazał mi, jak ważne jest współdziałanie z kolegami z kubryku. Stoimy w 10 osób, wszyscy jesteśmy z jednej wachty, mam świadomość, ile ode mnie zależy i jak działanie kolegów może np. uratować mi życie. Dziś jeszcze młodzi ludzie ubrani w specjalne pasy bezpieczeństwa wejdą na wanty, by poćwiczyć niektóre komendy związane ze stawianiem żagli – dodał Tomasz.
Fot. Uczestnik Rejsu
Na razie Dar Płynie na silniku, ale być może już od jutra młodzież rozwinie żagle. Od 2 czerwca ma powiać od Azorów. 4 czerwca Dar Młodzieży wpłynie do Stavanger.
Anna Rębas/mimi