Perkusista, współtwórca trójmiejskiej sceny jazzowe. Człowiek, który wytyczył zupełnie nowy styl grania arytmicznego. Gościem w Spółgłoskach z Dąbrowskim był Michał Gos. Jego przygoda z ogniskiem muzycznym przy Szkole Muzycznej w Gdyni była niezbyt długa. Trwała osiem miesięcy, a zapisała go tam mama. -Byłem krnąbrnym młodzieńcem, który nie chciał się nigdzie zapisywać ani przynależeć do niczego. Jednak stało się, jak się stało i właściwie to było bardzo dobre. W tej szkole nauczyłem się podstaw, techniki, nut, a nawet ustawienia rąk. Dało mi to bardzo dużo, to były ważne miesiące w moim życiu – mówił gość.
– W szkołach muzycznych nie uczono zestawów perkusyjnych. Wtedy uczono gry na kotłach, marimbach czy ksylofonach. To były instrumenty, na których grało się w orkiestrach muzycznych, a nie w zespołach rozrywkowych. Wtedy w ogóle nie było wydziałów muzyki rozrywkowej. Na taką muzykę nie patrzyło się wówczas przychylnym okiem. Znałem przypadki, że ludzie zostali wyrzucani ze szkół muzycznych, bo grali nieklasycznie – podsumował Michał Gos.