Łzy wzruszenia i okrzyki zachwytu po wejściu na pokład – tak Polacy, mieszkający na Florydzie, witali Dar Młodzieży

Polonia amerykańska na Florydzie odwiedza Dar Młodzieży. Niektórzy jechali z odległych stanów USA. Przyjechali z Chicago i Toronto, by wejść na polski żaglowiec, płynący w Rejsie Niepodległości dookoła świata. Nie brakło też Polaków, którzy spędzają tu swój urlop. Fregata zacumowała w piątek w Fort Lauderdale 40 km od Miami. – Jesteśmy z Warszawy, syn ma ferie zimowe, przyjechaliśmy nie wiedząc, że statek Uniwersytetu Morskiego w tym okresie tu przypłynie. Co za spotkanie. Podziwiamy, pozdrawiamy i cieszymy się z tego zbiegu okoliczności – mówili goście z Warszawy, pani Ania i Andrzej z synem.

– Mamy szczęście, że trafiliśmy na wizytę Daru Młodzieży. To wspaniałe spotkanie. Wstyd się przyznać, ale nigdy w Polsce nie mieliśmy okazji wejść na fregatę. Dziś, tu, na Florydzie, wchodzimy na statek po raz pierwszy. Mieszkamy w hotelu i patrzyliśmy z okien, jak Dar wpływał. Kawałek naszej ojczyzny płynie po wodzie, a nam serce szybciej bije. No i ta biało-czerwona bandera na maszcie. To zawsze działa. Miałam łzy w oczach – opowiada pani Ania.

„JESTEŚMY Z GDYNI”

Niektórzy na Dar Młodzieży czekali od kilku miesięcy. Krystyna i Edward przyjechali z Toronto, by powitać gdyński statek.

– Jesteśmy z Gdyni Orłowa. Znamy dobrze Dar Pomorza.Teraz wiemy, że to statek-muzeum. Jego następca, Dar Młodzieży, jest dziś przyjmowany z honorami i wielkim sentymentem. Znaliśmy kapitanów Daru Pomorza. Kapitana Konstantego Maciejewicza i Kazimierza Jurkiewicza – opowiada wzruszona pani Krystyna. 
Obok grupa mówiących z lekkim akcentem Polaków fotografuje się z grupą studentów.

– My wstaliśmy dziś o 4:00. Słyszeliśmy, że Dar ma cumować w Miami. Pojechaliśmy od razu. Niestety powitanie okazało się bardzo skomplikowane. Daru nie zastaliśmy w Miami. W internecie też nie było informacji. Dopiero w porcie powiedzieli nam, że mamy się udać do Fort Lauderdale. Na szczęście mąż zna drogę, ale i tu nie było łatwo się dostać, bo jakieś płoty portowe, siatki, bramki, strażnicy. To nie na moje nerwy – mówi lekko poirytowana mieszkanka Venice w hrabstwie Sarasota.

KAŻDY MA SWÓJ POWÓD

Na Darze Pojawili się też motocykliści z Chicago. – Mamy swój klub. Motocykle przyjechały pociągiem do Tampy i dopiero stamtąd ruszyliśmy do Key West, ale po drodze usłyszeliśmy, że wpływa Dar Młodzieży. Zweryfikowaliśmy trasę i jesteśmy dziś na nabrzeżu. Wielkie przeżycie. Nasza ojczyzna do nas zawitała – mówi jeden z truckersów z Chicago.

Na Florydzie w Pensacoli mieszka Marta. Przyjechała tu w latach 90-tych. Dziś na statek przywiozła swojego wuja i córkę nastolatkę. Wuj ma prawie 90 lat. Jest byłym kapitanem żeglugi wielkiej. -O 2:30 nad ranem wstałyśmy. Po drodze zajechałyśmy po wujka do centralnej Florydy, bo on bardzo chciał wejść na Dar Młodzieży i porozmawiać z załogą – mówiła.

Władysław Galicki dokładnie zwiedził Dar. Rozmawiał z załogą. Chciał bardzo wejść pod pokład, ale niestety regulamin tego zabrania. Zwiedzający nie mogą schodzić tam, gdzie mieszkają studenci i załoga. Starszy pan w towarzystwie wnuczek z miłością stąpał po pokładzie polskiej fregaty.

– Aż żal było schodzić. Pływałem na Darze Pomorza od 1947 roku – opowiada pan Władysław. – Do 1952 roku byłem instruktorem, goniłem tych młodych kadetów, ale nie byłem bardzo groźny. W 1972 roku wyjechałem z Polski do Nowego Jorku. Potem przenieśliśmy się dopiero na Florydę. Teraz mieszkam w Lady Lake. Pani Jeziora. Dama jeziora. To piękna miejscowość dla emerytów w centrum Florydy. Taka miejscowość, w której przyszło mi spędzić jesień życia i nie żałuję – opowiada 89-letni Władysław Galicki.

„TĘSKNIŁAM ZA POLSKIMI CHŁOPAKAMI”

Dar zwiedza też pani Barbara w towarzystwie męża Macieja i teściowej Jadwigi. Wyruszyła na emigrację z Polski, z Gdyni, legendarnym Batorym w 1965 roku. Na emigrację wyjechała też cała jej rodzina. – 17 lat Polacy po wojnie nie chcieli mojemu ojcu dać paszportu. Jeździł po niego jak „zbity pies”. Upodlony, biedny. Kiedy już chciał zrezygnować, wreszcie go dostał. Wypłynął Batorym do Montrealu dwa lata wcześniej. Ja miałam 15 lat, gdy my z mamą wypływaliśmy. To był grudzień. Bilet kosztował 8 tys. złotych. Nasza rodzina zapłaciła wtedy 24 tysiące. To był majątek – mówiła Barbara.

– Mieszkam 54 lata na emigracji, ale pamiętam ten wyjazd, jakby to było wczoraj. Nigdy nie zapomnę choroby morskiej, na którą cierpiałam. Morze Północne było bardzo wzburzone. Jedliśmy na Batorym lody, banany i pomarańcze. Tęskniłam za Polskimi chłopakami. Nie tylko ja. Wiele razy przyjeżdżałam potem do Polski, ale mieszkać tu już bym nie potrafiła. Najbardziej mi żal dancingów i potańcówek, na które uwielbiałam chodzić – wspomina pani Barbara. – Teraz już nie mam tu rodziny. Nie ma po co jeździć, a i na zabawach jakieś takie kawałki, które mi się nie podobają. Nie śpiewa już Halina Kunicka ani Santor. Ale taka wizyta na statku to dla nas wielka sprawa. Dziękujemy. No i fajni ci studenci. Przystojni. W mundurach. Dobrze było ich zobaczyć. Serce puka jednak po polsku – śmieje się pani Barbara.

 
Anna Rębas/mk
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj