Grzegorz Strzelczyk o sytuacji gospodarczej: „Cały świat będzie musiał przeanalizować wady i zalety globalizacji”

Polska gospodarka może się skurczyć przez koronawirusa. Zakłócenie dostaw w globalnych łańcuchach, a także zawieszenie działalności wielu biznesów, nie pozostanie bez wpływu. – Gospodarka wyhamowuje. To, że będą negatywne skutki tej pandemii, jest więcej niż pewne. Pytanie dotyczy skali tej zapaści – mówił na antenie Radia Gdańsk Grzegorz Strzelczyk.

Z prezesem Lotos Petrobaltic rozmawiała Olga Zielińska.

Globalna epidemia koronawirusa stała się faktem. Premier Mateusz Morawiecki mówił, że koronawirus dotknie gospodarkę, a eksperci mówią o zakłóceniu dostaw w globalnych łańcuchach. Jaki scenariusz powinniśmy zakładać odnośnie do wpływu koronawirusa na biznes w polskiej gospodarce, ale i też światowej?

W tych dzisiejszych trudnych czasach, to, co się zdarzyło w Chinach, czyli ognisko pandemii koronawirusa sprawia, że wszyscy sobie zadajemy pytania, co dalej z globalizacją? Jeżeli fabryka świata, jaką niewątpliwie są Chiny, została w pewnym momencie, z przyczyn losowych można powiedzieć, wyłączona? Widzimy, to jak się odbija na wszystkich gospodarkach, wszystkich krajów świata poprzez, chociażby przerwanie tych łańcuchów logistycznych, o których pani wspomniała, ale również zaburzenie cen surowców, energetycznych szczególnie, ale innych również. Także produkcje lokalne w poszczególnych krajach też są zachwiane bo nie utrzymują półproduktów, produkowanych normalnie w Chinach. I myślę, że cały świat będzie musiał po tej pandemii przeanalizować wady i zalety globalizacji i coś zrobić z tym problemem, żeby jednak były jakieś centra regionalne na świecie, które byłyby w stanie utrzymać i podtrzymać tę niezbędną produkcję na potrzeby poszczególnych krajów.

Mówimy o gospodarce światowej, a w kraju czego możemy się spodziewać, jakich scenariuszy?

– No doskonale widzimy, jak gospodarka wyhamowuje, jak powiedziałem już wcześniej, te przerwane łańcuchy dostaw, to jest jedna kwestia, a druga kwestia, to jest kwestia bezpieczeństwa pracowników, zatrudnionych w zakładach przemysłowych w Polsce. Jeszcze ciągle kilka ich mamy, także na dzisiejszy dzień trudno przewidywać, jakie będą ostateczne skutki tego, ale to, że będą, jest więcej niż pewne. Tylko pytanie o skalę tej zapaści.

Minister rozwoju Jadwiga Emilewicz mówiła o szacunkach, dotyczących spowolnienia dynamiki wzrostu w gospodarce. Początkowo mowa była o kilku setnych, a dzisiaj nawet o 0,5 do 1,3 punktu procentowego PKB. Czy ten scenariusz – spadek o 1,3 procenta nie jest mimo wszystko zbyt optymistyczny?

Ja myślę, że na dzień dzisiejszy z jednej strony nie ma co siać takich defetystycznych nastrojów, ale z drugiej strony też trudno przewidzieć, jak to wszystko się skończy. Ostatnie dwa lata w zasadzie pokazały, że w pewnym znaczącym zakresie Polska gospodarka oderwała się od naszego zachodniego partnera, bo zawsze było to bardzo ściśle skorelowane i jeżeli coś się działo w gospodarce niemieckiej, to oczywiście natychmiast to się przekładało na gospodarkę polską. Tak, jak powiedziałem, w ostatnich dwóch latach widzimy, że te dane się na szczęście nieco rozjeżdżają. Czyli polska gospodarka uzyskała większą autonomię w stosunku do gospodarki niemieckiej, ale nie możemy rzeczywiście w żaden sposób lekceważyć tego, co się dzieje w Europie i u naszych największych partnerów w tejże Europie. Widziałem te dane wczoraj, ale, jak sądzę, na dzień dzisiejszy trudno jest jednoznacznie stwierdzić, czy to będzie realne i czy to się zmieści w granicach tego spadku, czy przekroczy ten jednoprocentowy spadek i o ile.

Porozmawiajmy zatem o ropie, dostawach, cenach na rynku i na świecie. Cena baryłki w tej chwili waha się w okolicach 30 dolarów.

Wczorajsze notowania 28, przepraszam, ale resztki włosów wypadają mi z głowy.

No właśnie, chociaż były też szacunki, mówiące o 25 dolarach. Co to może oznaczać dla polskich klientów, ale też przedsiębiorstw i dla gospodarki oczywiście?

Dla takich koncernów jakim, jest grupa Lotos, to jest, że tak powiem, normalne ryzyko. Może zakres tego ryzyka teraz jest nienormalny, ale generalnie Lotos jest koncernem pionowo zintegrowanym, czyli posiada spółki wydobywcze, takie jak na przykład Lotos Petrobaltic, zakład produkcyjny paliwa i wreszcie dystrybutory i sieć stacji benzynowych, które zaopatrują indywidualnych odbiorców produktów. Także to jest model w dłuższym okresie czasu bezpieczny, bo te ryzyka się rozkładają. Jeżeli coś stanie się, tak jak teraz, w tym segmencie wydobywczym, no to powiedzmy zakład główny Daustin może te wyniki poprawiać, bądź też odwrotnie. Jeżeli jest koniunktura w sektorze wydobywczym, no to to się trochę pogarszają wyniki down-stream’u, ale generalnie na poziomie koncernu pionowo zintegrowanego, to się w dłuższym okresie bilansuje. Natomiast tu się nałożyły też inne czynniki, bo dziś, przy dramatycznie niskich cenach ropy, jak powiedziałem, wczoraj notowania wskazywały 28 dolarów, to dla nas to jest rzeczywiście duży kłopot. Spada też sprzedaż paliw na skutek tego, o czym mówiliśmy wcześniej, że gospodarka wyhamowuje. Także nie ma tutaj marginesu tego, że ten sektor down-stream’u, czyli przerobu ropy naftowej i marże rafineryjne, pokryją te straty, związane z sektorem wydobywczym. Także mamy tutaj taki, powiedziałbym w skali makro, kryzys koncernów energetycznych.

Porozmawiajmy zatem o pracownikach, którzy pracują na platformach. Wdrożone zostały specjalne procedury. Jak to wygląda, ilu pracowników dotyczy?

My w tej chwili w morzu w ogóle mamy około 300 osób. To są 4 platformy załogowe, które mają obsadę załóg i tutaj jeszcze, zanim weszły te dość restrykcyjne i moim zdaniem słuszne przepisy na poziomie kraju, ułożone przez ministra zdrowia i głównego inspektora sanitarnego, myśmy już rozpoczęli akcję informacyjną wśród naszych pracowników, także te podstawowe zasady właściwie z dnia na dnień można było wprowadzić, czyli rygor  zaostrzonego dbania o czystość, dezynfekcja rąk, akcja ulotkowa, co robić, gdy zauważymy jakieś niepokojące symptomy, niepokojące objawy, z kim się kontaktować. Myślę, że to pozwoliło nam trochę uniknąć takiego szerszego zaniepokojenia wśród załogi i wprowadzenia tych procedur od pierwszego dnia. Później, w miarę rozwoju całej sytuacji, również te przepisy dostosowaliśmy do potrzeb, czyli od dwóch tygodni służby medyczne mierzą temperaturę wszystkich pracowników, wchodzących na bazę i wyjeżdżających na nasze platformy eksploatacyjne i wiertnicze. Na każdej z platform jest lekarz, to jest zresztą sytuacja stała, niezwiązana z tą ekstraordynaryjną sytuacją pandemii, ale na każdej platformie dostępny jest lekarz, który bezpośrednio ma możliwość obserwowania załóg, wykonywania tych podstawowych badań. Mamy na każdej platformie pomieszczenie, które może spełniać rolę izolatki z niezależną wentylacją, oddzieloną od pozostałych pomieszczeń załogowych. Jesteśmy w stałym kontakcie, jak zwykle zresztą, ze strażą graniczną i z SAR’em, czyli w razie czego, oby tak się nie stało, możliwa jest szybka ewakuacja osoby z podejrzeniami pojawienia się koronawirusa. No i tutaj mam przeświadczenie, że w tej sytuacji trudnej, zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy zrobić, żeby zapewnić nam maksymalne bezpieczeństwo naszych ludzi, którzy są w pracy. Na bazie lądowej oczywiście wprowadziliśmy pracę zdalną, home office. Niestety, nasze załogi z tego dobrodziejstwa nie mogą skorzystać, oni muszą być w morzu. No i tak staramy się radzić, na bieżąco, oczywiście wsłuchując się w komunikaty inspekcji sanitarnej.

Norwegowie odmawiają pracy na platformach, a jak jest z polskimi pracownikami?

Jeszcze nie ma tego problemu, ale wśród załóg jest oczywiście duże zaniepokojenie i my też, jako zarząd i kierownictwo firmy, przygotowujemy się na różne warianty, które mogą spowodować to, że w ostateczności rozważamy takie możliwości, ale to, jak powiedziałem, w ostatniej fazie, takiej na zasadzie czarnego scenariusza, wstrzymania wydobycia, to, co też może być spowodowane, oby nie, infekcją wśród załóg, ale z drugiej strony też z przepisów wewnętrznych, no bo teraz wiemy, że w zasadzie już nie wpuszczamy serwisów zewnętrznych na platformy, no bo zamknięte są granice i tutaj przejazd takich serwisów, raz nie ma sensu, a dwa jest po prostu niemożliwy. Ale też musimy pamiętać, że nasi pracownicy zamieszkują teren całej Polski. Około 60-70 procent załóg jest z południa kraju. Na przykład, jeśli wprowadzone by były przepisy, które by utrudniały komunikację chociażby w obrębie naszego kraju, też musimy to brać pod uwagę i to się na pewno przełoży też na produkcję na naszych platformach.

To niepokojące informacje. 5 milionów złotych. Grupa Lotos zadeklarowała, że przekaże na walkę z koronawirusem i te pieniądze mają być przeznaczone m.in. na zakup sprzętu szpitalnego. O jakim sprzęcie jest mowa, gdzie zostanie przekazany ten sprzęt, dokąd ma trafić?

– To jest podwójny problem. Ten przykład też podaje nam, jak istotną rzeczą jest to, żeby przemysł był w polskich rękach. To też uległo już modyfikacji i ten mit legł w gruzach, że kapitał nie ma narodowości. Właśnie kapitał ma narodowość i takie akcje, jak ta, i takie sytuacje kryzysowe w kraju jak te, które teraz obserwujemy, pozwoliły wykazać się polskiemu przemysłowi, bo i Orlen bardzo mocno się włączył w tę akcję, i Grupa Lotos, i Grupa Azoty, i wiele innych firm państwowych czy z udziałem Skarbu Państwa, które wspierają społeczność lokalną. To jest ta społeczna odpowiedzialność biznesu, realizowana nie tylko na potrzeby raportów giełdowych, gdzie wszystkie spółki składają takie raporty co najmniej raz na kwartał, ale w takim życiu codziennym wreszcie ta społeczna odpowiedzialność biznesu ma szansę się zmaterializować, pokazać się lokalnemu społeczeństwu, że istnieje, i że warto mieć tego typu duże firmy, duże koncerny z udziałem Skarbu Państwa, które, w razie czego, w trudnych sytuacjach, jak teraz, będą wspierały społeczność lokalną. Nie wiem, myślę że Grupa Lotos zostawiła do dyspozycji lokalnych służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo te środki i zostaną one tak zainwestowane, jak najbardziej efektywnie, żeby wspomóc służbę zdrowia w naszym regionie pomorskim.

We wtorek odbyła się telekonferencja przywódców państw i rządów Unii Europejskiej. Ursula von der Leyen powiedziała, że koronawirus to „szok wewnętrzny, uderza w cały świat. Wrogiem jest wirus, musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, chronić naszych ludzi, nasze gospodarki”. Czego możemy się spodziewać i czego powinniśmy się spodziewać ze strony Unii. Jakiej pomocy?

Powiem to trochę złośliwie i z przekąsem. Zabrakło mi w wystąpieniu pani przewodniczącej wyrażenia głębokiego ubolewania, bo zwykle Komisja Europejska, gdy coś się niedobrego dzieje na obszarze Europy, to z reguły wyraża tylko głębokie zaniepokojenie. Natomiast tego działania Unii Europejskiej po prostu nie widać. Widzimy, że każdy kraj radzi sobie na własną rękę, a urzędnicy brukselscy patrzą na to wszystko trochę z boku. Pojawiła się ta informacja, że przeznaczą znaczne środki na wspomożenie gospodarski, i słusznie, o ile by tak było, ale po kilku dniach dowiedzieliśmy się, że po prostu mówimy o tych samych środkach w ramach budżetu europejskiego, tylko przesuniętymi pomiędzy poszczególnymi działami. Także, jak na razie, to przynajmniej ta aktywność w tym zakresie UE ma charakter czysto werbalny i, tak jak zwykle w takich sytuacjach, słowa, słowa, słowa…

Unia Europejska zamknęła granice dla krajów spoza Unii. Jakie będą tego konsekwencje?

Trochę żyję na tym świecie, ale takiej sytuacji nie pamiętam. Mieliśmy sprzed kilku lat doświadczenia z SARS’em, z wirusem ptasiej grypy, ale mam wrażenie, że teraz mamy do czynienia z większym kryzysem, który w bardziej niekontrolowany sposób rozlał się po terenie całego świata. Jakoś nie mamy informacji, co się dzieje w Afryce, to też jest tykająca bomba zegarowa. Zobaczymy, co będzie z tym kontynentem i co będzie z mieszkańcami tego kontynentu, chociażby w kontekście emigracji zarobkowej do Europy. Ale wewnątrz UE też widzimy, że poszczególne kraje, delikatnie mówiąc, różnie sobie radzą z tą sytuacją. Weźmy Włochy, Hiszpanię, Francję, wszystko to wygląda bardzo niepokojąco i cieszę się, że w Polsce i obywatele, i władze kraju, zachowują się na tyle odpowiedzialnie, że mamy szansę te ryzyka mitygować. Oczywiście, pewne być może drobne błędy popełniono – nie popełnia błędów ten, co nic nie robi – natomiast wydaje się, że na dzień dzisiejszy, porównując choćby te kraje, które wymieniłem, w Polsce mamy tę trudną sytuację jak na ten czas, pod kontrolą.

Porozmawiajmy jeszcze o morskich farmach wiatrowych. Czy to wielkie przedsięwzięcie, ta poważna inwestycja, będzie realizowana zgodnie z planem, z harmonogramem, bo chyba wydaje się, że jest to niemożliwe dzisiaj?

Tutaj są dwie kwestie. My jesteśmy na poziomie finalizacji prac nad legislacją i nad uregulowaniami prawnymi, i ta ustawa offshorowa jest już w trakcie mocno zaawansowanych konsultacji. Pewnie one się teraz przesuną, w związku z tą sytuacją, z jaką mamy do czynienia, ale generalnie przyjmuje się, że w 2024-2025 roku te farmy powinny już powstawać. Jesteśmy w stałym kontakcie z Ministerstwem Aktywów Państwowych, jak również z Ministerstwem Klimatu i tak, dyskutując z obydwoma panami ministrami, ministrem Gryglasem i ministrem Zyską, jesteśmy zgodni, że to jest na tyle duża szansa dla polskiej gospodarki, że możemy ją spokojnie przyrównać do chociażby do tego, co działo się w okresie międzywojennym w Polsce, tej symbolicznej budowy od zera takiego pięknego miasta i takiego prężnego portu jak Gdynia. Także to może być olbrzymie koło zamachowe polskiej gospodarki, z jednej strony poprawiające nam wskaźniki klimatyczne, ale z drugiej strony, wprowadzające do polskiej gospodarki know-how zachodnie, nowe technologie, innowacyjność nie tylko taką deklaratywną, ale taką realną. Obyśmy tego nie zmarnowali, to może być olbrzymia szansa i olbrzymie koło zamachowe dla polskiej gospodarki na lata 2020 – 2030.

 

POSŁUCHAJ:

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj