Carlos Santana po raz kolejny przyznał, że Dolina Charlotty jest jego drugim domem. Podczas sobotniego koncertu muzyk potwierdził należne mu miejsce wśród legend i ponownie oczarował publiczność.
Występ gwiazdy wieczoru poprzedził koncert estońskiego zespołu Ziggy Wild. Żywiołowa artystka szybko nawiązała dobry kontakt z publicznością i zachęciła do zabawy. Ubrana w panterkę Laura Prits poruszała się jak na kocicę przystało, ale co najważniejsze bardzo dobrze śpiewała. Miarą sukcesu zespołu niech będzie bis, czyli coś co supportom rzadko się zdarza.
Równo o 22:00 na scenie amfiteatru pojawiło się 11 muzyków, w tym najbardziej oczekiwany Carlos Santana. W trakcie występu nie zabrakło utworów zarówno po hiszpańsku, jak i po angielsku. A przede wszystkim nie zabrakło charakterystycznych dla Santany solówek m.in. w utworze „Europe”. – Mam nadzieję, że świat będzie taki jak tutaj na koncercie, zjednoczony i harmonijny, tak Santana zapowiedział utwór „A Love Supreme”. W trakcie tej piosenki na scenę wszedł szef festiwalu Mirosław Wawrowski i uściskał Santanę. Po koncercie powiedział: „my się po prostu kochamy, a Carlos jeszcze tu wróci.”
Frekwencja na koncercie była ogromna i było kogo czarować. Przy latino-rocku w wykonaniu Santany nie da się stać, po prostu trzeba tańczyć. Każdy robił to na swój sposób, jedni w parach, drudzy solo. Pod koniec koncertu kilka pań miało okazję zatańczyć na scenie u boku gitarzysty. Muzycy już od pierwszego utworu zarazili widzów swoją energią, bo trzeba podkreślić, że na koncercie bawili się nie tylko fani, ale i sami artyści.
Zobaczyć występ Santany na żywo to niesamowite przeżycie. Profesjonalizm, energia i niepowtarzalny styl złożyły się na jedno z najlepszych widowisk, być może nawet całego roku koncertowo-muzycznego.