Nastrojowa muzyka, wnętrza przypominające Watykan i tłum postaci ubranych w sutanny oddający hołd papieżowi zasiadającemu na tronie niesionym przez tragarzy. A to dopiero początek wizji „Króla Leara” jaką zaserwował widzom słynny reżyser Jan Klata. – Nie śmieję się z nazwisk, bo noszę nazwisko Klata – powiedział podczas spotkania z widzami reżyser „Króla Leara”, jednego ze spektakli, który został zaprezentowany podczas 19. Festiwalu Szekspirowskiego. I nikt z miłośników teatru nawet nie śmie się śmiać. Część Jana Klatę – delikatnie mówiąc – nie lubi, część uwielbia. Na pewno jednak nie można przejść obojętnie obok jego spektakli.
Przed środowym przedstawieniem ustawiła się spora kolejka osób, które z pewną nieśmiałością, a na pewno brakiem pewności, chciały dostać się do Teatru Wybrzeże. – Mam nadzieję, że uda mi się wejść na Klatę – takie zdanie najczęściej można było usłyszeć. Właśnie. „Na Klatę”, a nie na „Króla Leara”. Najważniejsza jest bowiem jego wizja szekspirowskiego dramatu.
42-letni reżyser od lat należy do czołówki twórców teatralnych w Europie. W Trójmieście zapisał się w pamięci widzów głównie spektaklem „H” na podstawie „Hamleta” Williama Szekspira, który w lipcu 2004 roku wystawił w jednej z hal Stoczni Gdańskiej. Później były przedstawienia m.in.: we Wrocławiu, Warszawie, Grazu, Düsseldorfie, Bochum i Berlinie. Dostał też sporo nagród, w tym Paszport Polityki i Nagrodę im. Konrada Swinarskiego. 1 stycznia 2013 roku rozpoczął pracę na stanowisku dyrektora Narodowego Starego Teatru w Krakowie, gdzie wyreżyserował m. in. spektakl „Do Damaszku” inspirowany prozą Artura Strinberga. Przedstawienie to odbiło się echem w całej Polsce dzięki protestom części środowisk prawicowych.
5 sierpnia w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku zaprezentowano „Króla Leara”, który przygotował Jan Klata w krakowskim Starym Teatrze. Akcję umieścił w Watykanie, a Króla Leara ubrał w szaty papieża. Wielu widzów buntowało się wobec tej wizji i nie rozumiało dlaczego. Takie opinie pojawiły się także w recenzjach po premierze. Na spotkanie po gdańskim spektaklu przyszły nawet osoby, które widziały już sztukę w Krakowie. Wizja Klaty intrygowała je na tyle, że mimo późnej pory i wakacji chciały o tym porozmawiać.
– Jerzy Grałek (odtwórca tytułowej roli – przyp. red.) pytał mnie jakiego papieża ma zagrać: polskiego, niemieckiego, argentyńskiego… Powiedziałem, że on już będzie papieżem dzięki kostiumowi, w środku ma być człowiekiem – przyznał reżyser. Opowiadał o poszczególnych scenach; o tym, że Kościół Katolicki jest jedyną znaną mu instytucją we współczesnym świecie, w której wierzy się, że władza pochodzi od Boga. – Iran jest państwem teokratycznym – zripostował jeden z widzów. – Miałem propozycję przygotowania tam przedstawienia, ale wycofałem się, bo amerykański prezydent zaczął straszyć tym państwem – dyplomatycznie wycofał się reżyser.
Prowadząca dyskusję prof. Ewa Nawrocka z Uniwersytetu Gdańskiego usiłowała przytoczyć recenzje „Króla Leara”, ale Jan Klata jej przerwał. Oświadczył, że nie czyta od półtora roku recenzji i dzięki temu jest w lepszej formie. – Nauczyłem się tego od Jana Peszka. On od lat nie czyta recenzji.
„Król Lear” w reż. Jana Klaty bierze udział w Konkursie o Złotego Yoricka na najlepszą inscenizację szekspirowską sezonu. Do finału dostały się także: „Burza” w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego i „Kto wyciągnie kartę wisielca, kto błazna” w reż Pawła Miśkiewicza. Werdykt jury poznamy w niedzielę 9 sierpnia, w ostatnim dniu Festiwalu Szekspirowskiego.