Zazdrość, która nie wybacza. Amadeusz w Teatrze Miejskim w Gdyni [RECENZJA]

bb

Wirtuoz i prowokator. Genialne dziecko, histeryczny artysta, nieokiełznany duch. Takim poznajemy Wolfganga Amadeusza Mozarta w nowej sztuce Jacka Bały. Premiera „Amadeusza” odbyła się w sobotę w Teatrze Miejskim w Gdyni.
Historia życia młodego Mozarta (Maciej Wizner) to niekończące się pasmo wzlotów i upadków, w którym nie brakuje intryg i toksycznych relacji. Artysta, zarówno muzyką, jak i osobowością porywał tłumy – jednak w tym tłumie krył się też jego największy wróg. Antonio Salieri (Piotr Michalski), nie mogąc pogodzić się z faktem, że uczeń przerasta mistrza, postanowił zgładzić Amadeusza. To głównie wokół niszczycielskiej relacji obu mężczyzn toczy się opowieść o osiemnastowiecznej bohemie.

CIARKI NA PLECACH I ŁZY W OCZACH

Muzyka klasyczna sącząca się z głośników, monolog rozgoryczonego Salieriego i gra świateł – to wszystko, już od pierwszych sekund, przenosi widza w świat wykreowany przez Bałę i nie pozwala opuścić go aż do końcowego zasłonięcia kurtyny. Cała historia obfituje w sytuacje zarówno śmieszne, jak i straszne. Postać Mozarta nieustannie miota się pomiędzy uwielbieniem, a pogardą, uznaniem, a ubóstwem. Do tego dochodzi pełen sprzeczności związek z żoną Konstancją (Agnieszka Bała). Akcja jest więc bardzo dynamiczna i aż kipi od skrajnych emocji.

Nic więc dziwnego, że burzliwe życie i twórczość młodego kompozytora stała się bodźcem dla stworzenia spektaklu o nim. Reżyser Jacek Bała przyznaje, że od dawna fascynowała go postać Wolfganga Amadeusza Mozarta. – Jako artysta intuicyjny, a jednocześnie człowiek niezwykle dowcipny i frywolny, interesował mnie od długiego czasu. Słuchając jego muzyki, miałem ciarki na plecach i łzy w oczach. Kiedy więc z dyrektorem Teatru Miejskiego, Krzysztofem Babickim zastanawialiśmy się wspólnie nad wyborem interesującego nas obu tematu nowej realizacji, bardzo szybko doszliśmy do porozumienia, kiedy tylko padło to fascynujące nazwisko austriackiego kompozytora, mówi Jacek Bała.

SALIERI GWIAZDĄ WIECZORU

Reżyserowi udało się wykreować Mozarta, jako postać bardzo złożoną i intrygującą. Tytułowy bohater co rusz popada w skrajne emocje: raz jest rozentuzjazmowanym chłopcem, chwilę później pochłania go rozpacz. Czasami sprawia wrażenie zbyt infantylnego i nieco irytującego.

Prawdziwą gwiazdą spektaklu jest jednak nie sam Mozart, a jego zaciekły przeciwnik – Antonio Salieri. Piotr Michalski stworzył popisową kreacje, mrocznego intryganta i przebiegłego manipulatora. W czasie przedstawienia, to właśnie on wciela się w rolę narratora całej historii, który relacjonuje przebieg zdarzeń ze swej perspektywy. Pozwala to uporządkować, momentami bardzo dynamiczną akcję. Na pochwałę zasługują monologi aktora, który od samego początku prowadzi widza przez świat, zdominowany żądzą zemsty.

aaa

Wszystko to w rytm muzyki, która towarzyszy kluczowym momentom. – Chcieliśmy żeby muzyka Mozarta, ale i Salieriego, która wybrzmi w spektaklu, była jednym z jego głównych bohaterów. Ma ona moc wyzwolenia z okowów czasu, swoją potęgą w jednej chwili zabija wszelkie wczoraj i jutro, darowując słuchaczowi wyzwolone z wszelkiego cierpienia tu i teraz, mówi reżyser sztuki.

ZAZDROŚĆ, KTÓRA NIE WYBACZA

Elektryzująca muzyka, udana gra świateł, skromna, choć dopracowana scenografia i charakteryzacja aktorów, oddająca klimat tamtych czasów – wszystko to przyczyniło się do wielkiego sukcesu nowego „dziecka” Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. Amadeusz to, najkrócej mówiąc, wciągająca i prawdziwa historia awangardowej muzyki, przebiegłej intrygi i zazdrości, która nie wybacza.

Anna Moczydłowska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj