Spektakl jak pożar. Recenzja sztuki „Fahrenheit 451” w Teatrze Wybrzeże

Spektakl „Fahrenheit 451” w Teatrze Wybrzeże przypomina pożar. Na początku jest podpalenie, potem ogień obejmuje coraz większy obszar i w końcu pali się żywym płomieniem. Po ugaszeniu pożaru zostaje tylko dym. W zgliszczach można jednak znaleźć przebłyski czegoś, co zwiastuje nadejście nowego. Prapremiera przedstawienia odbyła się 6 lutego na Dużej Scenie Teatru Wybrzeże. Twórcy spektaklu powieść science fiction Raya Bradbury’ego z 1953 roku „451 stopni Fahrenheita” potraktowali jedynie jako punkt wyjścia do przedstawienia swojej wizji świata bez literatury.

GUY MONTAG W TRZECH ODSŁONACH

W powieści strażak Guy Montag jest obrońcą nowego systemu, w którym nie ma już indywidualizmu i miejsca na samodzielne, krytyczne myślenie. Ponieważ domy już nie palą się, bo są zbudowane z materiałów ogniotrwałych, strażak już nie walczy z ogniem. Walczy z literaturą. Pali książki.

Reżyser Marcin Liber bohatera powieści potraktował symbolicznie, obsadzając trzech aktorów w tej roli (Piotra Biedronia, Michała Jarosa i Macieja Konopińskiego). Ten zabieg poszerzył możliwości pokazania, co może stać się z pozornie bezmyślnym wykonawcą poleceń władzy, która stłamsiła indywidualizm. Po spotkaniu z Klarysą (którą kreuje Katarzyna Z. Michalska) każdy z nich zaczyna interesować się książkami. Każdy z Montagów przechodzi wewnętrzną przemianę, ale inny jest jej finał.

DRAMAT Z CYTATAMI Z LITERATURY

Dramaturg Marcin Cecko stworzył nowy tekst inspirowany jedynie powieścią „451 stopni Fahrenheita”. Wplata w niego wiele cytatów, między innymi z „Alchemika” Paulo Coelho i wiersz „Nic w płaszczu Prospera” Tadeusza Różewicza. Korespondują one z różnorodnością losów trzech Montagów i stanowią odnośnik intelektu w czarno – białym świecie pozbawionym literatury.

Świat ten tworzy także utrzymana w bieli i czerni scenografia autorstwa Mirka Kaczmarka i kostiumy Grupy Mixer. Dynamiki dodaje muzyka grana na żywo przez Filipa Kanieckiego alias MNSL, który stoi za konsoletą DJ-ską w metalowej klatce. Momentami pojawia się w niej Jakub Mróz świetny zarówno jako wokalista, jak i w roli Kaja. Nie tylko on, ale wszyscy aktorzy doskonale kreują wyraziste postacie.

SPOWITY DYMEM DRUGI AKT

Pierwszy akt trwający dwie godziny jest zwartą opowieścią, która w tym momencie mogłaby się zakończyć. Po 20-minutowej przerwie reżyser zaprasza jednak widzów na finał. A jaki jest finał pożaru? Dym unoszący się nad zgliszczami.

W drugim akcie wkraczamy w spowitą dymem przestrzeń i przenosimy się w góry, gdzie członkowie wyprawy cytują fragmenty różnych dzieł literackich. Ich latarki, niczym światło w tunelu, wskazują, że po każdym pożarze jest szansa na coś nowego. A intelekt, w tym przypadku wyrażany w literaturze, nie da się stłamsić. Jest więc nadzieja.

Marzena Bakowska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj