Ostatnie dni karnawału zwane ostatkami, zapustami, czy dniami kusymi, zawsze były swawolne, tłuste i bez umiaru. Wiele jest też zwyczajów mających zapewnić powodzenie przez resztę roku w gospodarstwie i życiu osobistym.
„Chto w zapuste ne tańczy, temu len nie rosce” – mawiano na Kaszubach. Kobiety tańczyły obrzędowy taniec lenny, a jednej z najstarszych przypasywano wiązkę lnu. I tak wysoko, jak udało jej się podskoczyć, miały rosnąć do żniw len i konopie w nadchodzącym roku.
PRZEBIERAŃCY I ZASZEWINY NA POMORZU
Młodzieńcy umorusani sadzą, poprzebierani za kozy, diabły, turonie i bociany – płatali figle, ale byli chętnie przyjmowani w domach. Ich wizyty bawiły i wierzono w symboliczne związki postaci ze zmianami w przyrodzie. Zapowiadały przedwiośnie i początki prac w gospodarstwie. Trzeba było wziąć udział w zabawie, żeby mieć pewność, że rytuał zapewni pomyślne plony.
Rybacy mieli swój zwyczaj, który polegał na tym, że bujano się w sieci, a kto ostatni się z niej wyplątał, ten stawiał kompanom beczkę piwa. Ten zwyczaj to rybackie zaszewiny. O północy wjeżdżał na stół gar żuru, który jako postna potrawa miał do Wielkanocy królować na stołach.
POGRZEB BASA i PODKUREK
Na Śląsku i w Beskidach urządzano we wtorek przed środą popielcową pogrzeb basa. Pozbawiano besetlę struny po strunie, aż do północy, kiedy zrywano ostatnią z nich. Wtedy jedna z kobiet, która przyjęła miano wdowy po basie, zawodziła i złorzeczyła, że ją opuścił. Odgrażała się, tańcząc i śpiewając, że jak się spotkają na tamtym świecie, to będzie go karmiła samymi śledziami. Instrumenty muzyczne chowano do futerałów, kropiono wódką i odkładano do końca postu. W Beskidach mówiono, że” harmonije, skrzypki i basy będą się w kapuśnicy moczyć”. Muzyka milkła o północy, a na stół wnoszono podkurek postny, czyli jajka, śledzie i mleko.
Pogrzeb basa/chorzowianin.pl
FRYWOLNY PODKOZIOŁEK
W Wielkopolsce i na Kujawach „śledzik” zwany jest podkoziołkiem. Jeszcze do lat 50-tych obchodzono go w sposób, który niezamężne dziewczęta przyprawiał o rumieniec wstydu. Aby zwiększyć swoje szanse na zamążpójście, musiały zostawić trochę grosza pod figurkami chłopca lub kozła wyrzeźbionymi z drewna, brukwi lub ziemniaka. Figurka miała wyraźnie zaznaczone atrybuty płodności i nazywana też była Naguskiem.
Panieńskie daniny miały być przeznaczone na ubranie. Dziewczyna, która zostawiła pieniądze pod figurką, mogła zatańczyć z kawalerem. Inny zwyczaj, który przetrwał jeszcze dłużej, bo aż do lat 70 tych, to zabawa młodych mężatek. Była to czysto babska impreza, na którą panowie nie mieli wstępu. Wszystkie młode mężatki, które zmieniły swój stan w poprzednim roku, musiały się wkupić w łaski starszych kobiet i zorganizować dla nich huczną zabawę.
WTOREK, CZYLI ŚLEDZIK PRZED POPIELCEM
Jak nakazywała staropolska tradycja tuż po północy, na zabawy ostatkowe wkraczał przebieraniec zwany też Łachmaniarzem ubrany w futro obrócone na lewą stronę, przystrojony wstążkami i świerkowymi gałązkami. W ręku trzymał sznur, do którego był przywiązany śledź. Kto w porę nie przerwał zabawy, obrywał rybą. Czasem Łachmaniarzowi towarzyszył Diabeł, który częstował maruderów ostatkowej imprezy solonym śledziem.
W tej lub innej formie śledź zawsze pojawiał się na zapustach, jako symbol postnego jedzenia. Nietrudno się domyślić, że to od tego zwyczaju wzięło się określenie „śledzik”. I o ile tradycje ludowe kultywuje się już w niewielu miejscach, tylko przez miejscowych miłośników tradycji i lokalnych obrzędów, to na hasło „śledzik”, wszyscy wiemy jak zareagować w całej Polsce.
Anna Baranowska/mat