Czy klasyki powinno się coverować? Jeżeli mowa o coverowaniu przez skład Mieczysław Szcześniak & Krzysztof Herdzin Trio to odpowiedź brzmi – zdecydowanie tak. W Starym Maneżu w Gdańsku artyści zadbali o uśmiech, refleksję, a przede wszystkim o dobrą zabawę publiczności.
Piątkowy wieczór w Starym Maneżu należy zaliczyć do bardzo udanych. A to za sprawą Mieczysława Szcześniaka, Krzysztofa Herdzina, Cezarego Konrada oraz Pawła Pańty.
STARE PRZEBOJE, NOWE ARANŻACJE
Jak przyznał na początku koncertu Mieczysław Szcześniak, granie coverów sprawiło muzykom radość, więc chcieli grać ich więcej. Tak powstał projekt, który mieliśmy szansę usłyszeć. Muzycy podjęli się zaaranżowania na nowo przebojów, które każdy z nas zna, a przynajmniej kiedyś je słyszał. Artyści nie bali się klasyków, wiedzieli co chcą osiągnąć podczas odświeżania aranżacji. Doświadczenie i talent oraz wyczucie smaku zrealizowały się w postaci wyśmienitego występu.
Wszystko, zarówno w sferze aranżacji instrumentalnej jak i wokalnej, było przemyślane. Wzięte na bardzo dobry warsztat przeboje zostały podlane szczerymi emocjami, co zostało docenione przez publiczność, która dała temu wyraz m.in. przez oklaski na stojąco.
ZAMYŚLIĆ SIĘ, ROZMARZYĆ I POCZUĆ MOC MUZYKI
Klamrą otwierającą i zamykającą koncert był klasyk „Yesterday”. Pozostając w klimatach The Beatles muzycy zagrali także jedną z najbardziej znanych ballad o utopii, której nigdy nie zaznamy, choć przecież zawsze warto marzyć. Mowa oczywiście o utworze „Imagine”.
W repertuarze piątkowego występu znalazły się również piosenki Steviego Wondera. – Jednym z największych darów muzyki jest Stevie Wonder, który zmienił świat – przyznał Mieczysław Szcześniak. Po takim wprowadzeniu usłyszeliśmy „Ribbon in the sky” oraz „Ma cherie amour”.
Artyści zagrali również własną wersję „What a wonderful world”. Chyba najbardziej odstającym od oryginału był utwór „I can’t get no satisfaction” zagrany w rytmie bluesa. Piosenka została odświeżona i zaaranżowana z dużą dozą humoru oraz pozytywnej energii, mimo, że temat nie do końca wydaje się być wesoły. W końcu piosenka to krytyka konsumpcjonizmu.
– Jak dotknąć ikony? – pytał ze sceny Mieczysław Szcześniak. Pytanie to padło przed zaśpiewaniem „Tears in heaven”. Eric Clapton napisał ten utwór po stracie dziecka, tym samym jest to piosenka naładowana ogromnym bagażem emocjonalnym i trudna do wykonania. Jak mówił dalej Szcześniak, każdy z nas kogoś stracił, więc i on przez pryzmat swojej straty próbował zinterpretować tę piosenkę po swojemu. Czy mu się udało? Jak dla mnie cover był bardzo dobry. A sam wokalistka przed jej wykonaniem stwierdził: – Odważyliśmy się na zagranie tej piosenki, bo nie chodzi o osiągnięcie mistrzostwa, ale o to by dobrze żyć.
BEZ PUBLICZNOŚCI BY NAS NIE BYŁO
Od pierwszych chwil piątkowego występu muzycy nawiązali doskonały kontakt z publicznością. Między piosenkami zgromadzeni fani usłyszeli anegdoty dotyczące poszczególnych utworów, a także m.in. komplement z ust Krzysztofa Herdzina: – Bez publiczności jesteśmy jak ten cymbał brzmiący – mówił artysta. – Nasza praca nie miałaby sensu, gdyby nie wy. Dziękujemy, że jesteście tu z nami.
TALENT I EMOCJE
Podczas występu były momenty, że chciało się zamknąć oczy i zatopić w muzykę. Artyści zadbali nie tylko o chwilę refleksji podczas koncertu, ale i dobry humor uczestników występu. Mowa między innymi o sytuacji podczas piosenki „I can’t get no satisfaction”, kiedy to Szcześniak zaczął umyślnie fałszować.
Muzycy bardzo dobrze poradzili sobie z klasykami, bo wiedzieli jak do nich podejść. Znajdujące się w repertuarze piątkowego występu piosenki to nie był tylko rytm, ale to również ważne teksty, niemal filozoficzne opowieści. Podsumowując, piątkowy występ to talent i prawdziwe emocje na scenie. Dało to efekt w postaci genialnego koncertu.