W muzeum możemy dowiedzieć się, kto namalował obraz i kiedy. Często nie mamy czasu na to, abyśmy poznali drogę, jaką przeszło dzieło zanim umieszczono je na wystawie. A zazwyczaj to najbardziej intrygująca część historii…
Zwiedzając Muzeum Narodowe w Gdańsku znajdziemy wiele wybitnych dzieł. Wybrałam dwa, które skrywają w sobie jeszcze wiele tajemnic.
SYMBOL GDAŃSKA, KTÓRY ZRABOWALIŚMY
„Sąd Ostateczny” Hansa Memlinga, znajdujący się w zbiorach Muzeum Narodowego w Gdańsku, jest symbolem nierozerwalnie związanym z miastem nad Motławą. Trochę jak „Mona Lisa” dla Paryża. A stało się tak dzięki… piratom.
Obraz zadziwia doskonałością wykonania i dojrzałością ujęcia wielowątkowego tematu. Równie bogata jak symbolika dzieła jest jego historia. Przyjmuje się, że „Sąd Ostateczny” powstał w latach 1467–1471 w Brugii na zamówienie florenckiego bankiera Angela di Jacopo Taniego, przedstawiciela handlowego Banku Medyceuszy w Brugii. Portrety fundatora oraz jego młodej, 18-letniej żony Catariny Tanagli znajdują się na tylnej stronie bocznych skrzydeł ołtarza. Tryptyk był przeznaczony do rodowej kaplicy Tanich, w kościele Badia Fiesolana pod Florencją. W 1473 roku Memling ukończył dzieło i tryptyk wraz z bogatym ładunkiem zawierającym ałun (minerał używany m.in. do utrwalania barwników), skóry i tkaniny znalazł się na burgundzkim galeonie San Matteo.
Trwająca w tamtym czasie wojna miast Hanzy z Anglią sprawiła, że dzieło to nigdy nie dotarło do Florencji. 27 kwietnia pływający pod neutralną banderą statek został zaatakowany i obrabowany przez gdańskiego kapra Pawła Benecke. I tak słynny tryptyk znalazł się w Gdańsku. Oczywiście prawowici właściciele z pomocą księcia Karola Śmiałego czy papieża Sykstusa IV próbowali odzyskać skradziony obraz. Próby te nie dały rezultatu. Obraz podarowano Kościołowi Mariackiemu, gdzie zawisł na filarze przy kaplicy św. Jerzego. Dzieło od początku wzbudzało zachwyt gdańszczan, którzy zaczęli go traktować jako nieodłączny element kultury miasta.
Fot.MNG
GDAŃSZCZANIE NIKOMU NIE CHCIELI ODDAĆ „SĄDU OSTATECZNEGO”
Jednak nie tylko gdańszczanie chcieli mieć Memlinga w swoich zbiorach. Chrapkę na obraz miał także książę austriacki Rudolf II. W 1612 roku cesarz, a także wielki miłośnik i znawca sztuki, zapragnął włączyć go do swojej kolekcji. W zamian za obraz zaoferował miastu niebagatelną sumę 40 tysięcy talarów. Jednak gdańszczan nie skusiła oferta i stanowczo ją odrzucono.
Około 100 lat później, w 1717 roku, w czasie wojny północnej kolejną nieudaną próbę zdobycia obrazu podjął car Piotr I. Drogą dyplomatyczną chciał wymóc na gdańszczanach przekazanie mu tego dzieła w darze, lecz także spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem.
I choć wielu władców chciało mieć w posiadaniu dzieło, to udało się to dopiero Napoleonowi I za pośrednictwem dyrektora swojego muzeum barona Vivanta Denon. Po zajęciu Gdańska przez wojska napoleońskie w 1807 roku, Denon po prostu obraz spakował i wywiózł do Paryża. Tam ołtarz był podziwiany w Luwrze jako dzieło Jana van Eycka. Po upadku Napoleona, obraz został zarekwirowany przez armię pruską i przewieziony do Berlina. Dzięki nieugiętej postawie gdańszczan, dzieło w 1817 roku wróciło do Gdańska. Ponownie umieszczono je w Kościele Mariackim, tym razem w kaplicy św. Doroty.
Jednak to nie koniec wędrówki obrazu Memlinga. W 1945 roku dzieło zostało zabrane przez Niemców i ukryte w górach Rhön w Turyngii. Tam odnalazła go Armia Czerwona, po czym wywiozła do Leningradu (obecnie Sankt Petersburg), gdzie był pokazywany w Ermitażu.
Na stałe „Sąd Ostateczny” wrócił do Polski dopiero w 1956 roku. Najpierw trafił on do Warszawy, tam szczegółowo go przebadano i wykonano zabiegi konserwatorskie. Dopiero wtedy obraz przewieziono do Gdańska i został umieszczony w Muzeum Pomorskim (obecnie Narodowym).
PO 68 LATACH MOGLIŚMY… ODKUPIĆ STRATĘ WOJENNĄ
W muzealnych zbiorach możemy odnaleźć także obraz artysty nazywanego Rafaelem ptaków, czyli Melchiora de Hondecoetera. Mowa o „Martwej naturze z ptakami i trofeami myśliwskimi”.
Dzieło znajdowało się w Gdańsku od 1814 roku w Stadtmuseum jako cześć kolekcji podarowanej miastu przez kupca Jacoba Kabruna. Jednak w 1942 roku rozpoczęła się 68-letnia wędrówka dzieła holenderskiego malarza.
Obraz wywieziono w lipcu 1942 roku wraz z innymi ewakuowanymi zbiorami sztuki do Rusocina koło Pruszcza Gdańskiego i od tego czasu ślad po nim zaginął. Dopiero w maju 2008 roku Muzeum Narodowe w Gdańsku otrzymało z Paryża ofertę zakupu płótna, które wydawało się być obrazem Hondecoetera.
Fot.MNG
JAK ROZPOZNAĆ ORYGINAŁ?
Na początku trzeba było sprawdzić, czy to na pewno oryginał wybitnego dzieła. Pierwszą wskazówką była sygnatura umieszczona na bocznej ściance drewnianej klatki, która prezentowała kaligrafię typową dla malarza. Na obrazie można było także rozpoznać styl malarski opierający się na cechach charakterystycznych dla Hondecoetera. Najbardziej typowa jest technika kształtowania świateł bielą – krótkimi, pewnymi dotknięciami pędzla, szczególnie zauważalna i charakterystyczna na dziobach ptaków i w rysunku równoległych pierścieni na sztywnych łapkach kuropatwy.
Jednak te powierzchowne spostrzeżenia nie dały całkowitej pewności. W rozwiązaniu zagadki pomogła dokumentacja fotograficzna przechowywana w Holenderskim Instytucie Historii Sztuki (RKD). Na fotografiach widać ślad po odciśnięciu oryginalnych krosien. Jest on wyraźnie widoczny wzdłuż prawej krawędzi i nieco słabiej również u góry obrazu. Podczas badania i porównywania zdjęć konserwatorskich z przedwojenną odbitką gdańską ze zbiorów RKD oraz z reprodukcją z katalogu galerii Sanct Lucas, okazało się, że ślad ten jest widoczny na wszystkich trzech egzemplarzach materiału wizualnego. Ślad po oryginalnych krosnach – odbita wyraźna linia – nie znika nigdy z powierzchni płótna pomimo zabiegów konserwatorskich.
Tym samym potwierdzono oryginalność obrazu i dzięki wsparciu finansowemu Samorządu Województwa Pomorskiego dzieło mogło zostać odkupione. W ten sposób dzieło holenderskiego malarza ponownie możemy oglądać w Gdańsku.
WĘDRÓWKA OBRAZU, CZYLI CO SIĘ DZIAŁO Z OBRAZEM POZA GDAŃSKIEM I JAK GO NIE DOCENILI
W 1945 roku Armia Czerwona prawdopodobnie doceniła wartość dzieła Hondecoetera i przejęła obraz jako łup wojenny prawdopodobnie w okolicach Rusocina.
Kolejna wzmianka o obrazie pochodzi z 1997 roku. Właściciele budapeszteńskiego antykwariatu pokazali obraz komisji wywozowej, działającej wówczas przy Szépmüvészeti Múzeum (Muzeum Sztuk Pięknych) w Budapeszcie. Komisja oceniła dzieło jako dziewiętnastowieczną kopię lub naśladownictwo malarstwa holenderskiego (obraz pozbawiony był charakterystycznych dla Hondecoetera elementów sygnatury). Na dodatek obrazu nie zweryfikowano z ogólnoeuropejskim katalogiem strat wojennych.
Tak „Martwa natura z ptakami i trofeami myśliwskimi” tułała się po świecie dalej. Po konserwacji w 1998 roku obraz znalazł się w Galerie Sanct Lucas w Wiedniu i tu został nabyty przez ostatniego właściciela. Dopiero po transakcji do pracowników galerii dotarło, że może być to zaginiony obraz z kolekcji Jacoba Kabruna ze Stadtmuseum w Gdańsku.
Dziesięć lat później kancelaria prawna z Paryża jako pełnomocnik właściciela obrazu złożyła Muzeum Narodowemu w Gdańsku ofertę zakupu obrazu.
Tekst na podstawie niepublikowanego artykułu Pani Hanny Benesz – „Casus Melchiora de Hondecoetera z gdańskiej kolekcji Kabruna, czyli rozprawka naukowo-detektywistyczna”.