Dzięki aparatom cyfrowym fotografia stała się dostępna dla przeciętnego Kowalskiego. Co zrobić, żeby cieszyć się zdjęciami jak najdłużej i żeby po prostu robiły dobre wrażenie?
Są wakacje. Niemal każdy, kto wyjeżdża na urlop ma przy sobie co najmniej jeden aparat, chociażby w telefonie. Co zrobić, żeby zachować wspomnienia na dłużej i cieszyć się nimi w dowolnej chwili? Rozmawiamy o tym z Maciejem Kosycarzem, właścicielem Agencji Kosycarz Foto Press, fotoreporterem i autorem wielu albumów fotograficznych o Pomorzu.
ZŁOŚLIWOŚĆ RZECZY MARTWYCH
Awaria dysku, zniszczony sprzęt… Trzeba uważać szczególnie z telefonami komórkowymi. Gubią się, topią i koniec. To, co mamy w pamięci telefonu, tracimy bezpowrotnie. Dlatego Maciej Kosycarz radzi wywoływać zdjęcia. Jak mówi, niekoniecznie muszą to być wszystkie, ale warto sobie wybrać najcenniejsze.
A jak jest z jakością zdjęć cyfrowych? Różnica jest dostrzegalna, ale wiele zależy od tego, czym robimy zdjęcie. – Widać różnicę, jeśli robimy zdjęcia ze słabego aparatu kompaktowego. Ale równie dobrze może być na przykład lustrzanka cyfrowa ze słabą optyką – tłumaczy fotoreporter. Jak dodaje, jakość domowych zdjęć jest i tak o wiele lepsza, niż zdjęć z plastikowych aparatów kompaktowych 20 lat temu.
GDZIE JA BYŁEM?
Maciej Kosycarz wracając z wakacji zawsze robi albumy. Ale, jak podkreśla, jest jeszcze jedna ważna rzecz. Czas. Powoduje, że zaciera się nasza pamięć.
– 25 lat temu wydawało mi się, że będę do końca życia pamiętał pewne rzeczy. Biorę swoje czarno-białe negatywy i mówię: „Gdzie ja byłem?”. Czasem wrzucam zdjęcia mojego taty, a nawet swoje z prośbą o pomoc do internautów, żeby zlokalizowali miejsce. Dlatego opisujmy zdjęcia – radzi.
Jak dodaje Kosycarz, warto przechowywać zdjęcia na dysku komputera. – Najlepiej, żeby to były dwa zabezpieczenia, a pliki, które tam mamy, opisujmy nawet jednym zdaniem. W zwykłym pliku tekstowym napiszmy: Wycieczka do Malborka, sierpień 2013. Była ciocia Frania, wujek Józek, robiliśmy to i to.
Warto to robić, bo wielu z nas chętnie wraca do wydarzeń sprzed wielu lat. – Zdjęcia są najlepszym dopalaczem pamięci. Nasza pamięć została zarzucona kolejnymi informacjami. Wyciągamy zdjęcie, które jest o wiele lepsze od filmu, bo to jest ułamek sekundy, utrwalona chwila. Nagle mówimy „o, rzeczywiście, ja tam byłem”. Odtwarzamy całe historie. I to jest fenomen zdjęć – tłumaczy Kosycarz.
TYLKO NIE NA ŚRODKU
Czas na szybką lekcję kadrowania. Jeśli chcemy zrobić zdjęcie na przykład na tle strzelistego kościoła, to nie ustawiajmy naszej rodziny pod drzwiami. Wyjdźmy z nimi daleko, do przodu, czyli w stronę fotografa.
Kolejna ważna zasada? – Nie ustawiajmy wszystkiego na środku kadru. Dzielimy go na trzy części, żeby były trzy plany. Moja rodzina po lewej, kościół po prawej. To zupełnie inaczej wygląda. Wiele osób mówi, że nie lubi zdjęć pozowanych. Ale fajnie zakomponowane zdjęcie pozowane dobrze wygląda – zapewnia fotoreporter.
PANI GIENIA TEŻ MOŻE BYĆ MODELKĄ
Wakacje to fajna rzecz, ale nic nie może przecież wiecznie trwać. Dlatego róbmy zdjęcia nie tylko podczas urlopowych wyjazdów. – Jestem gorącym zwolennikiem dokumentowania tego, co się dzieje wokół nas i naszego podwórka. Bo wakacje to jest tylko ułamek naszego życia. Ale żyjemy tutaj, na Pomorzu. Tu się urodziliśmy, tu chodziliśmy do szkoły, tutaj bawiliśmy się na podwórku. Fotografujmy to podwórko – zachęca Maciej Kosycarz.
Ciekawym obiektem może być wszystko. – Fotografujmy prywatny sklepik pani Gieni, bo pani Gieni nie będzie za dziesięć lat w tym miejscu, bo obok będzie wielka Biedronka… Będziemy mogli opowiadać naszym dzieciom: Słuchajcie, tutaj, jak jeszcze nie było sieci marketów, chodziliśmy do takiego fajnego sklepiku na zakupy. Można sfotografować nawet zwykły śmietnik. Bo to jest nasza codzienność.
UTRACONA MAGIA
Fotoreporter chętnie wraca do początków swojej kariery, która rozpoczęła się 25 lat temu. Z żalem przyznaje, że fotografia negatywowa straciła magię. – Kiedyś czekało się na odbitki, w moim przypadku to było jeszcze wywoływanie. Pamiętam na przykład fotografie sportowe. Chodziliśmy na Lechię czy na Arkę i byliśmy ciekawi czy mamy bramkę. Bośmy nie wiedzieli, czy mamy na negatywie uchwycony ten ułamek sekundy – bramkarza, który rzuca się do piłki. W tych czasach naciąg negatywu był ręczny. Robiłem jedno zdjęcie, musiałem naciągnąć kolejną klatkę i dopiero kolejne zdjęcie. Więc jak miałem tę bramkę to było naprawdę mistrzostwo świata. To była ta magia – wspomina z nostalgią.
Rozmowę z Maciejem Kosycarzem na antenie Radia Gdańsk przeprowadziła Magda Szpiner.
UWAGA KONKURS
Od poniedziałku do piątku wybieramy trzy zdjęcia dnia. Ich autorów nagradzamy limitowanymi słuchawkami Philips od Radia Gdańsk. Raz na tydzień przyznajemy też nagrodę specjalną w postaci pobytu w Dolinie Charlotty. Czym się kierujemy? Naszym gustem i doświadczeniem. Bierzemy też pod uwagę opinie naszych Czytelników. Każde zdjęcie można ocenić przyznając „gwiazdki”. Bedziemy na to zwracali uwagę. Więcej TUTAJ.
Maria Anuszkiewicz