Legenda metalu na terenie stoczni. Venom Inc. powrócił do Gdańska [RELACJA]

Po roku Venom Inc. wrócił do Gdańska. Ostatnim razem występował w Parlamencie podczas wspólnej trasy z Vader. Tym razem był główną gwiazdą europejskiej trasy, na której towarzyszyły mu zespoły z USA, Włoch, Australii i Brazylii.

Gwoli ścisłości wyjaśnię na początku skąd końcówka „Inc.” w nazwie zespołu. To zespół składający się z byłych muzyków legendarnej grupy Venom (dowodzonej obecnie przez basistę i wokalistę Cronosa): śpiewającego basistę Tony’ego „Demolition Mana” Dolana oraz dwóch założycieli oryginalnego Venom – gitarzystę Jeffa „Mantasa” Dunna oraz perkusistę Anthony’ego „Abaddona” Braya. Od kilku lat trio funkcjonuje równolegle do Venom, najpierw jako Prime Evil, potem M-Pire of Evil, a obecnie jako Venom Inc.

DESECRATOR
 

Wieczór otworzył australijski Desecrator. Kwartet zagrał krótki, ale za to konkretny set nowocześnie brzmiącego thrash metalu odwołującego się brzmieniowo i kompozycyjnie do takich klasyków jak Overkill czy Megadeth. Muzyka Australijczyków opierała się na szybkich, ostrych riffach. Atutem był wysoki głos śpiewającego gitarzysty. Muzycy sprawiali wrażenie, jakby byli nieco rozczarowani niską frekwencją pod sceną i jeszcze niższą aktywnością nielicznej publiczności. Może dzień wcześniej było lepiej? Chociaż wtedy nie grali pierwsi (otwierał łódzki Triagonal).

NERVOCHAOS

Drugi wystąpił brazylijski Nervochaos. Tutaj mieliśmy do czynienia z dużo cięższym graniem niż w przypadku Desecratora. Nervochaos uchodzi za legendę tamtejszego podziemia deathmetalowego. W ich graniu było dużo brazylijskiej brutalności, jednak była to dość jednostajna muzyka.

MORTUARY DRAPE

Bardzo mrocznie zrobiło się, gdy na scenie zameldowali się Włosi z Mortuary Drape. Prekursorzy włoskiego ekstremalnego grania byli ubrani w peleryny i mieli blackmetalowy makijaż. Wokalista miał połowę twarzy przykrytą kapturem i stał za rekwizytem przypominającym kształtem ambonę kościelną. Dobre wrażenie zrobili skrzydłowi – gitarzysta, który grał bardzo melodyjne solówki, tworzące pewien kontrast z szybkimi tempami sekcji rytmicznej i basista, grający na basie sześciostrunowym. Bardzo dobrze wykorzystywał atuty swojego instrumentu. Włosi zrobili na mnie bardzo pozytywne brzmienie. Ich tajemnicza, mroczna otoczka i znakomita muzyka złożyły się na wyjątkowe metalowe widowisko. Jeden z mocniejszych punktów wieczoru.

VITAL REMAINS

Wokalista Vital Remains zaczął występ od wyjścia na głośniki pod sceną z książką, która od wewnątrz płonęła. Było zbyt ciemno, żeby dostrzec, co to była za księga, z boku było jednak widać, że rekwizyt był tak skonstruowany, by płomienie zgasły w momencie zamknięcia książki.

Podczas występu Amerykanów było jeszcze więcej ognia. Vital Remains dał deathmetalowy show wysokich lotów. Bardzo dobrą robotę wykonał wokalista Brian Werner, który był bardzo aktywny zarówno na scenie, jak i pod nią, gdy włączył się w mosh próbując rozruszać fanów. Ze sceny wspominał o Polakach, których zna z Chicago (skąd pochodzi zespół) oraz o polskich znajomych obecnych tego wieczora w klubie (Peter – lider zespołu Vader oraz Rafał „Brovar” Brauer, współpracownik znanych zespołów takich jak Overkill i Destruction, a także były muzyk m.in. Behemotha).

Występ Vital Remains był co najmniej tak dobry jak poprzedników z Mortuary Drape. Świetny, konkretny death metal, w oldskulowym amerykańskim stylu. Płonąca książka pojawiła się również pod koniec koncertu. Oprócz niej Werner unosił do góry kozią czaszkę.

VENOM INC.

Po usunięciu ze sceny sprzętu zespołów poprzedzających, muzycy Venom Inc. mieli do swojej dyspozycji dużo większą przestrzeń. W porównaniu z czterema zespołami, które zagrały do tej pory Brytyjczycy brzmieli najbardziej rockandrollowo, chociaż cały czas mowa o grupie, w której są muzycy kładący podwaliny pod speed, thrash i black metal. Trio zagrało klasyki Venomu takie jak „Don’t Burn The Witch”, „Welcome to Hell”, „Carnivorous” czy „In nomine satanas”. Widać było, że muzycy znakomicie czują się grając swoje stare przeboje.

Tony Dolan był w bardzo dobrej formie wokalnej. Jego przeszywające wrzaski świetnie współgrały z siarczystym brzmieniem instrumentów. Całkiem nieźle prowadził dialog z publicznością. Odniósł się do historii Gdańska nazywając go „miastem rewolucji”, czym zapunktował w oczach fanów. Bardzo efektownie grał Mantas, jednak jego gitarze było trudno przebić się przez bardzo dobrze wyeksponowaną sekcję rytmiczną.

Publiczność bardzo żywo reagowała na ulubione utwory Venom, jednak nagłośnienie nie ułatwiało im zabawy. Było rozkręcone stanowczo za mocno, a dodatkowej oliwy do ognia (tudzież na uszy słuchaczy) dolewał fakt, że prawa część sali była zamknięta, co mogło mieć wpływ na rozprzestrzenianie się dźwięku po klubie. Na bis wybrzmiał jeden z najbardziej sztandarowych utworów w repertuarze grupy – „Black Metal”.

Impreza była muzycznie udana, choć nie bez minusów. Jednym z nich była frekwencja (albo raczej absencja). W niedzielny wieczór w B90 mogło być ok. 200 osób, co z jednej strony jest małą liczbą biorąc pod uwagę jakość większości zespołów oraz renomę głównej gwiazdy, której muzycy mogą szczycić się mianem legendy metalu. Z drugiej strony w ostatnim czasie w Trójmieście było sporo dobrze sprzedanych imprez metalowych, że wspomnę koncert Behemotha w tym samym miejscu tydzień wcześniej.

Rafał Mrowicki

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj