Nowa płyta instrumentalnej grupy Sounds Like The End Of The World muzycznie mnie zaskoczyła. Gdy dwa lata temu grupa obniżyła strój gitar i zaczęła grać ciężej obniżając strój gitar, pomyślałem, że ich nowa muzyka pójdzie w kierunku mocniejszego grania niż dotychczas. Stało się jednak inaczej.
Zamiast kontynuować granie oparte na progresjach mocnych akordów (co moim zdaniem wyróżnia nieco zespół na tle innych przedstawicieli gatunku bazujących przede wszystkich na długich, wysokich dźwiękach) poszli w stronę bardziej przestrzennych kompozycji. Można było się o tym przekonać już na jesiennych koncertach, a teraz można posłuchać w wersji studyjnej. Soundsów nie dopadł syndrom drugiej płyty. Po udanym debiucie udało im się nagrać album, który dorównuje – a moim zdaniem nawet przewyższa – poprzednie wydawnictwo.
Sounds Like The End Of The World przede wszystkim zmienił sposób pracy nad kompozycjami. Na album „Stages of Delusion” muzycy przynosili pomysły, nad którymi pracowali łącząc je w utwory. Tym razem zamknęli się na kilka dni w sali prób i komponowali improwizując. Muzyka na „Stories” powstała podczas wspólnych improwizacji i ta twórcza naturalność jest wyczuwalna dla słuchacza.
DELIKATNE DŹWIĘKI I GITAROWY CZAD
Album otwiera singlowy „No Tresspasing”. Utwór zaczyna się spokojnie, ale powoli nabiera tempa. Są tu wyraziste, nieco brudne, akordy, spokojniejsze czyste dźwięki, ale też momenty ciszy. Jednak to tylko momenty – kompozycji nie brakuje siły i energii. Bardzo dobra muzyczna wizytówka zespołu w nowej odsłonie. Kolejny w stawce jest „Walk With Me”, który zaczyna się delikatnymi dźwiękami gitar, które z czasem przechodzą w ostrzejsze granie pełnymi akordami i bardzo dynamiczne solo gitarowe.
„Breaking The Waves” to kompozycja wręcz kojąca, chociaż i tu spokój powoli przeradza się w gitarowy czad, który fanom zespołu może kojarzyć się z najlepszymi momentami debiutanckiego „Stages of Delusion”. W „Obsession” gościnnie wystąpił Jan Gałach, uznany skrzypek, który zagrał znakomitą partię solową. Bardzo dobrze odnalazł się w utworze.
WIĘCEJ PROGRESJI W MUZYCE
Po bardzo rytmicznym „Faults” przychodzi pora na „Outflow” – mojego osobistego faworyta na „Stories”. Mamy tu zarówno budujące napięcie czyste frazy jak i gitarową ścianę dźwięku, która daje upust emocjom muzyków. Świetny, energetyczny utwór. Idealny na koncerty. Album zamykają płynący „Acceptance” i nieco luźniejszy w formie, za to cięższy w brzmieniu „All Over Again”.
Muzycy Sounds Like The End Of The World na „Stories” weszli ze swoim instrumentalnym graniem na wyższy poziom. Od samego początku wymykali się z ram zespołu post-rockowego, nadając swojej muzyce bardzo indywidualny sznyt, teraz skierowali ją na bardziej progresywne tory, co wyszło im bardzo dobrze. Kolejny krok do przodu jednej z lepiej rozwijających się pomorskich kapel.