Przewodnik Kulinarny RG: Przystań, w której mieszają się kulinarne kultury z różnych stron świata. Cumujemy w gdańskim Vegan Porcie

VeganPort1

Tam, gdzie urywa się zgiełk głównej ulicy i gdańskich centrów handlowych, pojawia się restauracja z nietypowym wnętrzem. Choć nie ma tam mięsa, jest dobrze przysmażone tofu i mnóstwo miłości do zwierząt. Na talerzu znajdziesz tylko to, co daje Matka Ziemia (i chwała za to!). Mowa o Vegan Porcie, do którego wybraliśmy się tym razem, by sprawdzić, ocenić i polecić go w naszym Przewodniku Kulinarnym. Mawiają, że je się oczami. To prawda. W przypadku Vegan Portu wiesz, że dobrze zjesz, zaledwie stając przed bistro. Okna od podłogi aż do sufitu, przez które dokładnie widać to, co dzieje się w lokalu, a do tego charakterystyczne żółte lampy „robią robotę”. Jesionowa 17. Wchodzimy. A wejść możemy także ze swoim psem.

NIEPOWTARZALNY WYSTRÓJ

Lokal nie jest mały, ale mimo wszystko nie zmieści się w nim dużo osób, dlatego pozostaje w pewien sposób kameralny. Na wejściu uderza ciepło. I nie chodzi o temperaturę, bo ta dla „zmarzlaka” jest dość niska. Chodzi o klimat i wrażenie, które towarzyszy od początku, do końca wizyty. Wszystko utrzymane jest w jednolitej konwencji, dominuje kolor czarny z elementami bieli, żółci i zieleni. Jest pozornie świeżo, ale jednocześnie ospale. Wszystko urządzone konsekwentnie, a jednak nie bez przyjemnych zgrzytów.

 

Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka

 

Można powiedzieć, że jest lekko industrialnie, trochę abstrakcyjnie i eklektycznie. Pod sufitem wiszą grube rury, a nad głowami mamy nagie żarówki na kablach. Każde krzesło, choć kolorem pasujące do pozostałych, jest „z innej parafii”. Na ścianach wiszą żółte ramy, a w nich zielone korpusy. Camp w najczystszej postaci. Gdzieś stoi globus, gdzieś wisi samotny wieszak. Honorowe miejsce zdobi kubistyczny obraz z charakterystycznym dla Gdańska żurawiem. Zaciekawił nas również kredens stojący za barem. Jego design przypomina lata 50-te i 60-te. Bez wątpienia nie jest to miejsce jak każde inne.

 

VeganPort3               VeganPort4

Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka

 

JEDYNĄ STAŁĄ JEST ZMIANA

Często bywa tak, że im mniej dań w karcie, tym lepsza jest ich jakość, dlatego pojęcie „stała karta” w Vegan Porcie nie istnieje. Rzeczywiście jest kilka pozycji, które można spotkać częściej, niż pozostałe, ale co pewien czas propozycje kucharzy się zmieniają i co kilka dni można spróbować czegoś innego. Przeróżne zupy są przygotowane najczęściej z sezonowych produktów, a w menu przewijają się potrawy całego świata – od polskiego warzywnego rosołu, przez włoskie spaghetti lub gnocchi, aż po shoarmę z Bliskiego Wschodu czy japoński ramen. Do wyboru są też różne ciasta, autorskie herbaty i niekonwencjonalne koktajle. Naszą największą uwagę przykuł koktajl z ciasteczkami oreo i masłem orzechowym.

 

VeganPort5

Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka

 

No i jak widać pizza. Na mieście chodzą słuchy, że to najlepsza wegańska pizza na Pomorzu, co oczywiście też postanowiliśmy zweryfikować. Element wspólny tego kulinarnego misz-maszu? Wszystko wyłącznie z roślin! Podczas gotowania nie ucierpiało żadne zwierzę.

 

JEDNO MIEJSCE, DWA KONTYNENTY

 

Lubimy jeść. Tak, redakcja Radia Gdańsk uwielbia jedzenie i nie ma sensu tego ukrywać. Najpiękniejsze jest jednak to, że każdy lubi coś innego, dlatego zamówione przez nas dania były z zupełnie innych bajek. Wybór padł na polsko brzmiącą zupę krem z ziemniaków i czosnku, indyjskie żółte curry na mleczku kokosowym z tofu i warzywami na ryżu, jakże włoskie spaghetti alla „bolognese” z wegańskim serem i rukolą, jagielnik na mleczku kokosowym i ciasteczkowym spodzie z polewą z musu owocowego oraz pizzę z vegan serem, vegan salami, zielonymi oliwkami i cebulą na sosie pomidorowym. 

Na pierwszy ogień zupa. Fantastyczna. Tak swojska, że smakowała jak w domu. Całkiem spory talerz lekko czosnkowego, treściwego kremu zniknął w oka mgnieniu. Był tak sycący, że na nim można było poprzestać. Cena – 10 zł. Trochę drogo, ale dla tego smaku od czasu do czasu warto „zaszaleć”.

 

VeganPort6

Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka

 

Błędem było zamówienie zupy i curry w jednym zestawie. Porcje były tak ogromne, że w połowie drugiego dania trzeba było ogłosić kapitulację. Jedzenie 1:0 redakcja. Taką ilością ryżu z sosem, warzywami, orzeszkami ziemnymi, kiełkami fasoli i tofu mogłyby się spokojnie najeść dwie osoby. Cena? 25 złotych. Za tak duże danie cena jak najbardziej w porządku.

 

VeganPort7

 Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka

 

Kolejną zamówioną przez nas pozycją było spaghetti z sosem „bolognese”, wegańskim serem i rukolą. Owszem, smak dania nieco różnił się od tego w klasycznej wersji, ale w niczym nie był od niej gorszy. Wegańska odsłona potrawy kosztowała 18 zł. To dobra cena, zwróciwszy uwagę na to, że porcja była dość spora. 

 

VeganPort8

Fot. Radio Gdańsk/Patrycja Oryl

 

Ciasto na deser to pyszny jagielnik na mleku kokosowym na spodzie z ciasteczek. Był delikatnie oprószony czekoladą, płatkami owsianymi i podany w towarzystwie truskawek. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że ciasto ma smak cytrynowy. Ten aromat świetnie przełamywał słodycz jagielnika. Cena za kawałek to tylko 8 zł. 

 

VeganPort9

Fot. Radio Gdańsk/Patrycja Oryl

 

No i na koniec pizza z vegan serem, vegan salami, zielonymi oliwkami i cebulą na sosie pomidorowym. Co tu dużo mówić. Największy fan pizzy w redakcji rzucił krótkie „Omnomnom. Dobra!”, a to oznacza więcej, niż tysiąc słów. Placek kosztował 24 złote.

VeganPort10

Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka

 

TRZYMAJMY SIĘ TRADYCJI

 

Nie samymi komplementami żyje człowiek. Jeśli rzetelna ocena, to także kilka słów krytyki. Na początek jedzenie. Curry mogłoby być odrobinę bardziej słone. Tofu, oprócz tego, że było dobrze przysmażone, nie miało przypraw i było zbyt neutralne i mdłe, jak na danie kuchni indyjskiej. Klasyczne bolognese, nawet jeśli jest wegańskie, podaje się z makaronem tagliatelle lub pappardelle. Drobiazg, ale jakże istotny dla fanów kuchni włoskiej. Jeśli do restauracji przychodzimy z kimś i zamawiamy dania w tym samym czasie, to wcale nie znaczy, że jednocześnie je dostaniemy. To trochę problematyczne, jeśli chcemy kulturalnie zacząć jeść z drugą osobą. Na posiłek trzeba też trochę czekać. Nie jest to jednak aż tak wielką przeszkodą, bo wierzymy, że wszystko jest przygotowywane z największą dokładnością.

 

Patrycja Oryl i Martyna Kasprzycka

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj