Choć od wydania albumu „Rite Of The End” minął już ponad rok to trudno uwierzyć, że dopiero niedzielny koncert był pierwszym występem Stefana Wesołowskie po premierze albumu w jego własnym mieście. Warto jednak było czekać na ten koncert. Artysta z towarzyszącymi muzykami przeniósł słuchaczy Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego w krainę błogiej „muzycznej ciszy”.
„Rite Of The End” czyli z angielska „rytuał końca”. Istotnie muzyka na płycie brzmi nieco mrocznie, niekiedy wręcz apokaliptycznie. Tak mógłby brzmieć niejeden koniec. Świata, wojny. Tak też mógłby brzmieć trudny początek czegoś dobrego, co powstaje na zgliszczach.
Zaczęło się od drobnej awarii mikrofonu i odsłuchu, choć – jak później powiedział sam Stefan – próba przebiegła dobrze. Nie wpłynęło to jednak znacząco na odbiór koncertu. Gdy Stefan uruchomił elektroniczne, ambientowe tło, sięgnął po skrzypce, na których grał partie melodyczne. Choć siedział przy fortepianie przez większość koncertu grał na na skrzypcach. Jego artykulacja dźwięków (vibrato palcami lewej dłoni dociskającej struny, czy mocne lub delikatne, szybkie lub wolne i spokojne szarpnięcia smyczkiem) robiła dobre wrażenie.
Stopniowo oświetlenie ukazywało nam dwoje towarzyszących mu muzyków: Oliwiera Andruszczenko, grającego na basklarnecie oraz harfistkę Annę Pašić. Klarnecista swoim niskobrzmiącym instrumentem włączał się w budowę tła w warstwą elektroniczną. W utworze „Seven Maidens”, w którym Stefan grał kilka akordów na fortepianie, grał unisono ze skrzypcami długie dźwięki, wybrzmiewające przez cały takt, choć będąc odrobinę za skrzypcami. Z kolei harfistka grała głównie długie, wybrzmiewające dźwięki. Wyjątkiem był utwór „Frame II”, w którym to dźwięki harfy były krótkie i urywane. Samo oświetlenie oraz sceneria Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego znakomicie współgrały z nastrojową muzyką Stefana Wesołowskiego. Sprzyjało to konteplacji muzyki i delektowaniu się błogimi dźwiękami „muzycznej ciszy”.
MELANCHOLIJNE DŹWIĘKI
Całością kierował Stefan Wesołowski, który zza fortepianu kilkukrotnie nawiązywał niewerbalny kontakt z pozostałymi muzykami. We troje dźwiękami swoich instumentów przenieśli licznie zgromadzoną w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim publiczność poza jego mury. Można było zamknąć oczy i poczuć się, że jest się zupełnie gdzie indziej, prowadzonym przez melancholijne dźwięki. Po wykonaniu większości materiału z albumu „Rite Of The End” muzycy zagrali jeszcze jeden utwór, tym razem bez elementów elektroniki. Publiczność jednak nie dawała za wygraną. Udało się zaprosić brawami muzyków, którzy odegrali raz jeszcze utwór „Seven Maidens” ze wstawkami na fortepianie.
O płycie Stefana Wesołowskiego było bardzo głośno w zeszłym roku. Dość wspomnieć, że album „Rite Of The End” został okrzyknięty płytą roku Gazety Wyborczej oraz otrzymał nominację do Paszportów Polityki. Na żywo jednak album brzmi jeszcze lepiej niż na płycie, zapewnia niezwykłe doznania i jeszcze mocniej chwyta za serce.