Tworzymy mapę „Pomorskich śladów bigbitu”. Jakie miejsca powinny się na niej znaleźć?

Z okazji 60-lecia polskiego rocka chcemy stworzyć swoistą mapę pomorskiego bigbitu. Gdański „Rudy Kot” czy „Non Stop” w Sopocie to miejsca oczywiste, ale jakie są te mniej znane? O podpowiedź prosimy was, słuchaczy. Na propozycje z krótkim uzasadnieniem czekamy przez tydzień od 22 do 29 marca – prosimy przesyłać je na adres mailowy konkurs@radiogdansk.pl. 24 marca 1959 roku w klubie „Rudy Kot” w Gdańsku Franciszek Walicki na malutką scenę wprowadził zespół Rhythm and Blues. W ten sposób zaczął się w Polsce rock. Od tamtego dnia minęło już 60 lat i to wyjątkowa okazja do przypomnienia jego pomorskich śladów. Franciszek Walicki – ojciec polskiego rocka – nie tylko zakładał pierwsze rock-and-rollowe zespoły w Polsce, ale także pisał dla nich teksty piosenek.

– Na początku zacząłem pisać teksty z przymusu. Poważni i doświadczeni autorzy tekstów nie zabierali się za pisanie dla szarpidrutów. To ich nie obchodziło. Owszem, napisać coś dla Połomskiego, dla pani Santor, to było coś. Z tego mieli jakieś profity. Oni uważali, że muzyka rockowa to jest przelotna moda, która potrwa kilka miesięcy, może rok. I koniec. Ktoś musiał wreszcie zacząć. I ja, mimo braku predyspozycji, musiałem pisać. W zasadzie wzorowaliśmy się na tym, co jest na Zachodzie – mówił.

„TO TWORZYŁO BARIERĘ”

Jak wspominał Franciszek Walicki, narodziny polskiego bigbitu nie przebiegały bezproblemowo. Władza komunistyczna niechętna była tej „kociej” muzyce rodem ze zgniłego Zachodu.

– To ciekawe, że nie tylko decydenci byli przeciwko muzyce rockowej w Polsce, gdy ta powstawała. Również nie była ona ciepło przyjmowana przez społeczeństwo, wychowane w XIX-wiecznych tradycjach muzycznych. Pamiętam, jak Niebiesko-Czarni wprowadzili do repertuaru pierwsze utwory Jimmiego Hendrixa, to ludzie siedzieli i pytali „Co się z Wami dzieje? Co się dzieje z tym zespołem? Czy Wy nie potraficie już grać? Co to za kakofonia okropna?”. Wpływ tych XIX-wiecznych tradycji muzycznych na społeczeństwo również tworzył barierę. Zawsze wszystko, co nowe, przebija się z trudem. Później okazuje się, że to rzecz normalna – dodaje.

„TO PROWOKACJA”

A co było głównym powodem powstania bigbitu? – To prostu prowokacja i chęć przeciwstawienia się tej szarzyźnie, która nas dookoła otaczała. Nie mówię tu o wielkiej polityce, bo mieliśmy przecież bardzo ograniczone możliwości. Ale przynajmniej ta szarzyzna, ta jałowość życia stwarzała sytuację, w której muzyka pozwalała młodym ludziom realizować swoje marzenia. W dzisiejszych czasach w ogóle bym się tym nie zajmował. Pod koniec lat 50. i na początku lat 60. zajmowałem się tym nie ze względu na muzykę, która była dosyć prymitywna. Interesowała mnie ta młodzieżowa subkultura – tłumaczy Franciszek Walicki.

 

rg

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj