Jak pomogliśmy niemieckim dziennikarzom, czyli niespodziewana przygoda Radia Gdańsk [GALERIA]

W trakcie piątego dnia rejsu po Pętli Żuławskiej Wisła nie była już dla nas taka straszna jak dzień wcześniej. Po pierwsze dlatego, że płynęliśmy z prądem, a nie pod prąd, a po drugie, że nasi sternicy – Jacek Naliwajek i Piotr Jagielski – po konsultacjach z pracownikami Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej dowiedzieli się, jak dokładnie „czytać” znaki na rzece i jak skutecznie omijać mielizny i łachy.

Z Korzeniewa aż do Gniewa dotarliśmy w mgnieniu oka. Tam spotkała nas niespodziewana przygoda. Mijając jedną z niewielu łódek, jakie napotkaliśmy, zauważyliśmy, że jej załoga macha do nas praktycznie z brzegu. Na początku odmachiwaliśmy im myśląc, że to z sympatii, ale potem okazało się, że potrzebują pomocy. Podpłynęliśmy – okazało się, że w załodze jest para Niemców i Polak, pełniący funkcję tłumacza. Ich potężna łódka (dwukrotnie większa od radiowego Galimatiasa) nie była w stanie wypłynąć z piaskowej łachy, na jaką natrafiła przy brzegu. Wszystko działo się dzień wcześniej, łódź trzeba było wyciągać, w czym pomogli… okoliczni mieszkańcy i strażacy z miejscowej OSP. Wyciągnąć się udało, ale Niemcy bali się płynąć dalej, więc czekali na pomoc w postaci przewodnika, który doprowadzi ich do ujścia Wisły. Trafili na… ekipę Radia Gdańsk.

Postanowiliśmy przekazać na pokład niemieckiego housebota naszego najbardziej doświadczonego sternika Piotra Jagielskiego, który miał kontaktować się z Galimatiasem na bieżąco i prowadzić gości zza zachodniej granicy za nami, aż do Tczewa. Po drodze okazało się, że dziennikarze trafili na… dziennikarzy. Gerard, kapitan łódki, to redaktor magazynu Skipper, popularnego wydawnictwa wśród wodniaków z Niemiec. Pokazał nam swój artykuł z wydania marcowego, kiedy to opisywał jak pływa się po Mazurach. W momencie, gdy się spotkaliśmy, chciał on napisać artykuł o Pętli Żuławskiej. I napisze. Z zawartymi wypowiedziami członków ekipy Radia Gdańsk i ze zdjęciem, które zrobił nam na pamiątkę swoich „wybawców”.

Gerard i członkowie jego załogi mieli płynąć z nami do Tczewa, ale postanowili popłynąć dalej, aż do Błotnika.

mbak/mmt

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj