– Najlepszym rozwiązaniem była pacyfikacja, nawet siłowa. Do żadnego dialogu dojść nie mogło – mówił o pierwszym dniu protestów robotników w Gdańsku w grudniu 1970 roku Robert Chrzanowski, historyk i archiwista IPN. – 14 grudnia doszło do protestów tylko w Gdańsku i decydenci centralni myśleli, że „rozejdzie się to po kościach”. Ale pojawiły się nawoływania do wieczornego wiecu przy Politechnice Gdańskiej i obawiano się, że studenci przyłączą się do demonstrantów.
– Wśród manifestujących pojawiły się grupy destrukcyjne, czyli funkcjonariusze przebrani w stoczniowe kombinezony. Byli łatwo rozpoznawalni, bo kombinezony były nowe i czyste – mówił historyk. Dodał, że celem tych ludzi było dokumentowanie protestu i rozpoznawanie liderów, aby później móc wyciągnąć konsekwencje. Celem grup destrukcyjnych była także próba zanarchizowania protestów – aż do wandalizmu i wystąpień chuligańskich.
Robert Chrzanowski przypomniał, że pierwszego dnia protestu próbowano podpalić komitet PZPR, ale to się nie udało.