Zakaz palenia w miejscach publicznych – komu pomaga, a komu nie na rękę? Piszecie do nas smsy

– Dzięki tym zakazom mogę spokojnie pójść np. do knajpki i nie czuć się jak popielniczka. Magda

– Zakaz palenia nie wpłynął na rzucenie palenia przeze mnie. Jurek

– Pewnego razu poznałem dziewczynę. Umówiliśmy się i fajnie było do momentu, jak wyciągnęła papierosy. No i to był ostatni raz jak ją widziałem. Pewnie długo zachodziła w głowę o co chodzi. Tłumaczyć się nie musiałem, bo i co tu tłumaczyć. Paskudny nałóg, palaczy widzę wszędzie, szczególnie wizerunek pań przykro wypada.

– Wydatki dwojga palaczy mogą nie zamknąć się w tysiącu złotych. Rzuciliśmy nałóg razem z żoną, a na koncie bankowym pojawiły się spore sumy.

– Jestem osoba palącą, wiec zakaz mnie dotyczy jednak uważam, że powinny być wyznaczone miejsca dla palaczy. Przed pubem, jakimś kantorem, bądźmy życzliwi wobec siebie.

Nie palę już dwa lata i jest super, a paliłem 35 lat. Andrzej.

– Ja nie palę od 9 lat. Poznałam wtedy mojego niepalącego męża i rzuciłam po 11 latach palenia, z dnia na dzień, bo wiedziałam, że dla niego warto. I nie jest prawdą, że knajpy straciły klientów po wprowadzeniu zakazu palenia. Knajpy zyskały tę klientelę, która do knajp przez palaczy nie chodziła. Monika

– Paliłem 52 lata, nie pale 14 lat. Rzuciłem pod presją mediów o szkodliwości dla zdrowia. Usev

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj