– Ostatnie 25 lat są dla polskiego Kościoła i dla Polski bardzo ważne. Odnoszę wrażenie, że ordynariat polowy, czyli początek pracy księdza arcybiskupa, był ciekawym miejscem do obserwacji tego, co działo się wtedy w Polsce? – pyta Wojciech Suleciński.
– Może dlatego, że to po długiej przerwie. Bo tego ordynariatu przez 60 lat nie było. To jedno. po drugie, to był początek zmian ustrojowych – odpowiada arcybiskup. – I ordynariat był symbolem tych przemian. To był powrót kościoła do polskiego wojska, które chwilę temu było jeszcze ludowym wojskiem polskim – dodaje.
-Takim symbolem przemian ustrojowych po pierwszej wojnie światowej, w roku 1918, był przyjazd nuncjusza apostolskiego do Polski podobnie w roku 1989-90, najpierw przybywa nuncjusz arcybiskup Józef Kowalczyk i następuje normalizacja stosunków Kościół-państwo. Rok później ustanowiony został biskup polowy. Nie tylko w Polsce, ale, rok po roku, we wszystkich demoludach. Np. Węgrzy otrzymali swoich kapłanów i to katolickiego, protestanckiego, a także do duszpasterstwa Żydów. Poza tym Chorwacja, Litwa, Rumunia… Te duszpasterstwa zaczęły kiełkować.
Wojciech Suleciński sugeruje cofnięcie się do samego początku i poruszenie kwestii powołania. – W latach ’60 decyzja o zostaniu księdzem nie była tak prosta, jak w dzisiejszych czasach. Trzeba pamiętać jakie były uwarunkowania zewnętrzne.
– To były czasy wyborów życiowych. Łatwiej było iść w struktury, które były nośne i część kolegów maturalnych to wybierało. Ale część wybierało też seminarium. Rok 1963, czasy gomułkowskie, trudne dla Kościoła, zaraz potem przygotowania do millenium, ale po drodze nie było łatwo. Po dwóch latach seminarium zostaję wcielony do wojska. To była jedna z form represji – wspomina abp Sławoj Leszek Głódź.